Od samego początku gra prezentuje nam mechanikę, której podstawą jest… Logiczno-zręcznościowa zabawa w stylu Puzzle Quest. Naszym zadaniem jest ułożenie portretów Pokemonów w jednym rzędzie, aby chwycić i zaatakować przeciwnego, „dzikiego” Pokemona. Walka odbywa się w „turach”, w trakcie których atakujemy i jesteśmy atakowani. W odróżnieniu od innych gier tego typu, nie goni nas czas, a przeciwnicy potrafią dość mocno namieszać w naszych planach. Te posiadające mentalne umiejętności mogą pozamieniać stworki w naszych szeregach, z kolei inni - wtargnąć na teren naszych puzzli, ograniczając nasze pole manewru.
Podobnie jak w anime i innych grach z tej serii, ważny jest żywioł przynależny naszemu Pokemonowi. Dzięki niemu możemy zadawać zdecydowanie większe obrażenia niż dzięki takim żywiołom, jak: neutralny lub słabszy. Niektóre z Pokemonów mają też umiejętności specjalne. Ułożenie w rzędzie odpowiednich portretów pozwala nam uleczyć nasz pasek zdrowia lub umocnić mur, który dzieli nas od przeciwnika.
O kluczowej taktyce, która będzie nam towarzyszyć w trakcie gry, dowiadujemy się podczas tutoriala. Łącząc Pokemony w odpowiednio szybkim tempie, możemy stworzyć „łańcuch” (tytułowy „Link”), który pozwala nam na atak jednym żywiołem z ogromną siłą. Połączenie ze sobą czterech, a następnie trzech Pokemonów prowadzi do swoistego szaleństwa, w trakcie którego możemy połączyć dwa stworki. A jeśli na początku combo ustawimy w jednym rzędzie pięć Pokemonów, zaatakujemy wszystkich przeciwników na ekranie.
Grafika jest czytelna i prosta, dość łatwo chwycić stworka stylusem, wszystko jest wykonane w 2D (suwaczek trójwymiaru możemy więc zostawić w spokoju). Audio nie zachwyca – trzy utwory na krzyż bardzo szybko zamiast cieszyć, zaczynają irytować.
Całość jest… Raczej nudna. Wprawdzie gra wczytuje się błyskawicznie, co zachęca do krótkich partyjek w autobusie lub pociągu, ale… Schemat dość szybko się nudzi. Nie ma żadnego wabika, który mógłby przytrzymać na dłużej, rozgrywka nie jest w żaden sposób urozmaicona. Układamy Pokemony, łapiemy przeciwnika, układamy Pokemony, łapiemy przeciwnika, wybieramy następną lokację, układamy Pokemony…
Zatem, czy naprawdę warto wydać ponad 30 zł, aby wyruszyć w podróż i „złapać je wszystkie”? Według mnie raczej nie. Fanom gatunku może spodobać się dostępnośćgry, po której uruchomieniu można niemal natychmiast rozkoszować się: dynamiką, rozgrywką oraz ponad siedmiomaset Pokemonami do złapania. Reszta niech schowa pieniądze do skarpety z napisem „Na prawdziwe Pokemony”.