Netflix ostatnimi czasy ma słabość do bąbelków. W zeszłym roku ukazał się japoński Words Bubble Up Like Soda Pop, a ledwo miesiąc temu – hollywoodzki The Bubble. W najnowszym Bubble (tym razem bez The”) zostaniemy zabrani przez Tetsurō Arakiego oraz Wit Studio (to ci szaleni ludzie od pierwszych sezonów Ataku Tytanów) w pełnometrażową podróż do świata postapokaliptycznego parkouru. Świata, trzeba dodać, całkowicie zachwycającego. 

Żegnaj grawitacjo

Kilka lat temu Tokio znalazło się centrum tajemniczego zjawiska. Na całe miasto spadł deszcz tajemniczych bąbelków, których obecność zaburzyła działanie grawitacji. Mieszkańcy szybko opuścili swoje domy, pozostawiając podupadłe miasto siłom natury i ludziom spragnionych odkrywania możliwości zniekształconych zasad fizyki. Wśród nich szybko znalazła się grupa osieroconych dzieciaków, które wykorzystały zaburzenia grawitacji do organizacji emocjonujących wyścigów parkouru. Widownia ochoczo obstawia zakłady, zawodnicy skaczą chyżo po dachach podtopionych wieżowców, jednak nie bez powodu miasto zostało porzucone tak lekką ręką. Hibiki, jeden z najlepszych parkourowców, przekonuje się o tym na własnej skórze, gdy podczas jednej z wycieczek utyka we wraku zatopionego pociągu. Na szczęście z opresji ratuje go tajemnicza bąbelkowa dziewczyna z którą łączy go coś wyjątkowego. Oboje, jako jedyni, słyszą tajemniczą melodię wydobywającą się z tokijskiej wieży, która stanowiła niegdyś epicentrum bąbelkowego wybuchu.

Bubble - kadr

 

Witajcie wizualne delicje

Jeśli mieliście kiedyś ciary na plecach oglądając Zwiadowców manewrujących między uliczkami Paradis w Ataku Tytanów, to najnowsze dzieło Wit Studio z pewnością was nie rozczaruje. Bubble to prawdziwa wizualna uczta, w której pięknie malowane widoki postapokaliptycznego Tokio przeplatają się z dynamicznymi jazdami kamery śledzącej naszych parkourujących bohaterów. Film nie szczędzi nam ani szalonych wyścigów wypełnionych widowiskowymi  akrobacjami, ani pięknych widoków, ani nastrojowych momentów, czasem łącząc te wszystkie trzy rzeczy w jednej scenie. Cud, miód i orzeszki. 

Całość dopełnia ścieżka dźwiękowa skomponowana przez legendarnego Hiroyukiego Sawano (Aldnoah.Zero, i tak, znowu Atak Tytanów), dopełniająca wyśmienity montaż dźwięku. Film ma doskonałe wyczucie, jaka scena zyskuje po dodaniu lekkiego wokalu, a gdzie cisza okaże się najskuteczniejszą bronią do grania na naszych emocjach. Bardzo sympatyczną nutką okazała się również piosenka Eve pełniąca funkcję openingu, choć nie jestem pewna, na kij filmowi pełnometrażowym opening, ale kto co lubi. 

Bubble - kadr

 

Sztampa atakuje

Największą wadą Bubble jest zdecydowanie warstwa fabularna. Trudno ją nazwać złą, jednak powiela ona pewne zakurzone schematy, które nie bez powodu ten kurz zbierają. Główny bohater to typowy cool outsider, który zupełnie losowo okazuje się być kimś wyjątkowym, zaś główna bohaterka to piękna dziewczyna, która mocno nie kmini świata, ale to nie szkodzi – wystarczy, że jest z kosmosu i bez powodu upatruje w głównym bohaterze swojego księcia z bajki (dosłownie). Rozwój bohaterów jest niewielki, a scenariusz kilka razy zalicza poważne nieogarnięcie. Pani naukowiec, zauważa, że ręka cudacznej dziewczyny, która zjawiła się znikąd, zaczyna zmieniać się w bąbelki? Oczywiście, że zaoferuje przysłonięcie jej rękawiczką i na tym skończy temat. Bohater cierpi na nadwrażliwość słuchową? Możemy olać to kiedy jest to wygodne. Całości nie pomaga również, dodana lekko na siłę, mglista otoczka próbująca nadać mitologicznego klimatu całości wydarzeń. Fabuła gdzieś płynie, wszystko to całkiem sympatyczne, ale serduszka niestety skraść nie potrafi. 

Jeśli ktoś, po obejrzeniu filmu, stwierdzi, że taka ocena warstwy fabularnej jest zbyt surowa, prawdopodobnie będzie miał rację. Scenariusz trzyma niezły poziom, ale tylko niezły, kiedy porównamy go z wizualnym bogactwem produkcji. Ta zasługuje na coś lepszego. Bubble trzyma nas w napięciu do samego końca, ale głównie zapierającą dech w piersiach animacją. 

Anime Bubble jest dostępne na platformie Netflix. W wersji z napisami lub z dubbingiem. Jeśli macie wolny wieczór, warto zerknąć. Napisy polecam bardziej. Ale kto co lubi.

Ps. Zawsze mnie bawiło słowo bąbelki. Próbowaliście kiedyś powiedzieć je gniewnym głosem?

Plusy

Wizualna petarda

Świetna oprawa muzyczna

Piękna wizja postapokaliptycznego Tokio

Minusy

Przeciętna fabuła

Nikły rozwój bohaterów

Niepotrzebny opening

7.2 10