„Opowiem Ci bajkę…”

 

Ludger Kresnik to młody chłopak, który marzy o wstąpieniu do Spirius Corporation, by walczyć u boku brata - Juliusa. Niestety, nie jest w stanie przejść przez testy, zajmuje się więc…  gotowaniem w restauracji na dworcu. Gdy pociąg przewożący ważne osobistości zostaje zaatakowany przez zamaskowanych złoczyńców, Ludger nie zastanawia się ani przez chwilę i wskakuje chronić pasażerów. Brzmi głupio i nieciekawie, lecz jeśli dodamy do tego, że za atakiem stoi Julius, zegarek małej dziewczynki przenosi gracza w inną rzeczywistość, a my musimy niszczyć równoległe światy, całość wypada dość ciekawie, przy czym nadal skrajnie „japońsko”.

Fabuła rozwija się dość leniwie, jednak w siódmym rozdziale dostaje kopa i zaczyna pęd pełen zwrotów akcji i dylematów moralnych. Warto bowiem wspomnieć, iż niemalże każda historia wygląda trochę inaczej, bowiem fabuła zależy od podjętych przez nas decyzji jak i stopnia znajomości z postaciami pobocznymi. Na gracza czeka aż 5 zakończeń, więc fani wbijania „łatwych platynek” nie mają tutaj zbytnio czego szukać.

Nasi pomocnicy to w większości osoby znane z poprzedniczki. Jude bada technologię, król Gaius pod przykrywką poznaje zwyczaje sąsiedniej krainy, pojawia się nawet Milla, choć jest „inna” niż ta znana fanom serii. Ważne natomiast, że zostały one odpowiednio przedstawione – dobrze zarysowano ich charakter zarówno podczas głównego wątku fabularnego, jak i pobocznych historyjek, które przedstawiają ich losy. Cierpi na tym główny bohater – scenarzyści nie mogli się chyba zdecydować, czy ma być rozmowny, czy raczej cichy, kończy się więc na sporadycznych pomrukach i pojedynczych słowach.

 

Fight to survive

 

System walki wydaje się dość prosty, w praktyce jest jednak skomplikowany, lecz przystępny. W bitwie uczestniczy czterech członków naszej drużyny, bezpośrednio sterujemy zaś tylko jednym z nich. Walczymy na trójwymiarowej arenie, a jako że jest to gra RPG akcji – całość rozgrywa się w czasie rzeczywistym. Proste, prawda? Trzeba jednak uważać na punkty zdrowia, many (tutaj jako TP), punkty akcji (pozwalają na atak i odskoki, po ich wykorzystaniu musimy momencik poczekać na odnowienie). To niby też standard, dorzucamy więc indywidualne strategie dla każdego członka drużyny, rozwijanie statystyk przez ekwipowanie specjalnych kamieni, ataki łączone z sojusznikami, ataki specjalne… Jest tego naprawdę sporo, więc gracze lubujący się w grzebaniu w ekwipunku i statystykach nie będą się nudzić.

Na początku gry główny bohater zostaje wciągnięty w ogromny dług, którego spłacenie w czasie owocuje bonusowym zakończeniem. Problem jednak leży w tym, iż jest on nie do końca logiczny. Wpłaty na konto możemy dokonać niemalże w każdym momencie, spłacając kolejne raty. Wysokość rat zwiększa się wraz z postępem fabularnym. Problem w tym, że historia wymaga od nas zapłaty w konkretnych miejscach – między rozdziałami. Jeśli więc przelejemy pieniądze zanim gra nas o to poprosi, jesteśmy do tyłu.

Warto też dodać, iż gra nie należy do najłatwiejszych. Małe potworki giną dość łatwo, jednak już na normalu bossowie mogą sprawić kłopot nawet doświadczonym graczom. Można oczywiście olać całą RPGową otoczkę grając na easy. Tales of Xillia 2 jest więc podręcznikowym przykładem powiedzenia „Easy to play, hard to master”.

 

Nie wszystko złoto co się świeci

 

Grafika nie zrobiła wielkiego postępu względem pierwszej części. Na pierwszy rzut oka widać, że mamy do czynienia z grą Japończyków (mangowy design postaci), jednak trójwymiarowe postacie nie robią tak dobrego wrażenia jak te z serii Naruto – kuleje mimika, ruchy postaci, pojawiają się też sporadyczne spadki animacji. Lokacje i potwory również zaczerpnięto z poprzedniczki. Mamy więc duży, różnorodny świat, który wygląda ładnie, lecz nie zachwyca widokami. Przeciwnicy to w większości te same typy stworów, które z uwagi na otoczenie zmieniły kolor lub pancerz.

Dobre wspomnienia pozostawia za to muzyka – jest odpowiednio dobrana do danych lokacji czy sytuacji, więc chętnie powrócicie do znanych melodii wspominając grę. Na brawa zasługują też angielskie głosy (no, może z wyjątkiem chrząkającego Ludgera) – te są świetnie dobrane, aktorzy głosowi potrafią wczuć się w rolę, a nagrana została znakomita część dialogów, co przy tak dużym projekcie jest nie lada wyczynem.

Na uwagę zasługują wstawki rodem z anime – wyglądają rewelacyjnie, wejściowa animacja jest wręcz prześwietna, boli jednak fakt, że jest ich tak mało.

 

Bardziej „eRPeG”, czy bardziej „akcja”?

 

Odpowiedź jest prosta – to zależy tylko od nas. Ustawiając odpowiednie opcje możemy pograć w ciekawą bijatykę, rozbudowanego RPGa lub ciekawego i rozbudowanego RPGa akcji. Gra jest ciekawa, wciągająca, fabuła głęboka i pełna odniesień do naszego świata. Powinien zagrać każdy, kto nie boi się tony tekstu i długiego czasu rozgrywki, bowiem ten oscyluje na poziomie 35-50 godzin.

 

Osoby znające poprzednią część powinny odjąć od oceny półtorej oczka.

Tales of Xillia 2

Plusy

rozbudowany system walki

ciekawe postacie, historia

muzyka i dubbing

duży świat

Minusy

sporadycznie spadająca animacja

główny bohater

odgrzewany kotlet w nowej panierce

85 10