Kosuke i Natsume przez wiele lat byli niemalże nierozłączni. Razem mieszkali, razem jedli, śmiali się i spędzali czas. Jednak po śmierci dziadka Kosuke, przyjaźń między tą dwójką mocno słabnie. Oboje przeprowadzają się do innych miejsc, a stary blok, z którym wiązali wiele dobrych wspomnień, zostaje przeznaczony do rozbiórki.

Traf jednak chciał, że pewnego, słonecznego dnia spotykają się tam ponownie, razem z czwórką innych znajomych, którzy zakradli się do opuszczonego budynku w poszukiwaniu przygód. O ile grupa była gotowa na spotkanie duchów nawiedzających stare osiedle, wydarza się coś bardziej nieoczekiwanego – blok, który chwilę wcześniej stał w środku miasta, nagle przenosi się na środek bezkresnego morza. Szóstka dzieci staje przed wyzwaniem przeżycia i znalezienia drogi do domu.

Gdzie ta keja, przy niej ten blok

Dom na falach to pełnometrażowa produkcja Hiroyasu Ishidy i Studia Colorido (Penguin Highway, Burn the Witch) w której zostaniemy przeniesieni do fantastycznego świata, w którym porzucone i podupadłe budynki odbywają swoją ostatnią podróż przemierzając nieskończone morskie wody. Produkcja zachwyca tłami i atmosferą – każda kolejna, opuszczona lokacja intryguje i zachęca do odkrywania, a towarzyszące temu kapryśne warunki pogodowe (i nie tylko) nie raz dadzą nam znać, że nasi bohaterowie znaleźli się w nie lada tarapatach.

 

 

Produkcja jednak nie skupia się na aspekcie eksploracyjno-survival-horrorowym – a szkoda! Zamiast tego na głównym planie znajdują się nasi bohaterowie i relacje między nimi. To jednak wypada o wiele słabiej. I nie jest to kwestia, że mamy do czynienia ze zwykłymi dziećmi z podstawówki, które zachowują się jak dzieci z podstawówki – są po prostu przeciętnie wykreowani. Kosuke jest wiecznie naburmuszony, a jego dawna przyjaciółka przez większość filmu skrywa swoje tragiczne uczucia pod fałszywym uśmiechem. Do tego mamy księżniczkowatą Reino, która mogłaby śmiało konkurować z Asuką z Neon Genesis Evangelion, a także jej porządną jak dębowa kłoda (i równie nudną) przyjaciółką. Najlepiej wypadają tutaj dwaj przyjaciele Kosuke, którzy pozostają jednak w swoich drugoplanowych rolach. A, i jest jeszcze Noppo. Noppo po prostu jest.

 

Gdzie ta koja wymarzona w snach

Fabularnie jest całkiem nieźle – historia czasem krąży trochę bez celu i gubi wątki, ale ma też swoje dobre momenty. Przez większość czasu śledzimy dość spokojne, ale przyjemne przygody grupki znajomych, którzy zajadają się zapasami zupek chińskich i próbują się ze sobą dotrzeć, żeby wspólnie znaleźć drogę do domu. Pod koniec filmu można nawet śmiało oddać się w szpony wartkiej akcji w towarzystwie dynamicznej muzyki, gdzie opadają wszelkie maski, pojawia się sens i człowiek się nawet może wzruszyć. Zakończenie niestety znowu nam przypomni, że najważniejsze są tutaj kanciaste relacje między bohaterami i zaserwuje nam trochę dziwnych morałów, ale cóż, jest to do przeżycia. Gdyby wyprostować trochę fabułę i podmienić postacie na nieco ciekawsze egzemplarze mogłaby wyjść z tego produkcja z gatunku “trzeba obejrzeć”. A tak to po prostu można.

 

Jeśli już jesteśmy przy czepianiu się – rzadko zdarza mi się zwracać uwagę na tłumaczenie, ale w przypadku Domu na Falach było kilka momentów, gdzie tekst czytany na ekranie zgrzytał okrutnie albo nie miał sensu. Film dostępny jest też z dubbingiem, ale raczej go odradzam. Zwłaszcza, że najsłabiej wypadają tu główni bohaterowie.

Tylko gdzie to jest, no gdzie to jest

Dom na falach to przyjemna produkcja, która wybija się z tłumu nastrojową grafiką i ciekawymi projektami opuszczonych budynków. Nie jest to jednak pozycja obowiązkowa – to, co miało być główną siłą filmu zbyt często się gubi, aby został z nami na dłużej. Jest ładny, ale trochę bez duszy. A szkoda, bo czuć w nim potencjał na coś więcej.

 

 

Dom na falach dostępny jest na platformie Netflix.

Plusy

Ładna oprawa wizualna

Ciekawy koncept dryfujących budynków

Klimatyczne opuszczone miejsca

Minusy

Przeciętne, chwilami irytujące, postacie

Nieogarnięta fabuła

Toporne relacje między bohaterami

68 10