Szkoła Zawodowa dla Broni i Władających Broniami Śmierci jak każda zawodówka stawia na praktyczne wykształcenie swoich uczniów. Tematyka teorii i praktyk jest jednak nieco odmienna od tego co znajdziemy w ofercie pierwszej lepszej szkoły - bo gdzie indziej pod okiem działających aktywnie w branży wykładowców, można nauczyć się jak chronić świat przed zakusami zła, w ramach praktyk walcząc z zombie/mafią/Rasputinem? Dodajmy do tego nowoczesny kampus przypominający swoim wyglądem tort urodzinowy z filmu Tima Burtona, dyrektora całej placówki, który jest nietypową personifikacją Śmierci, oraz unoszące się nad tym wszystkim złowrogo rechoczące słońce. Kto już złożył papiery? Witamy w świecie „Soul Eatera”.

 

Mój kumpel z ławki jest kosą
Przygody tej (nie)typowej placówki będziemy śledzić razem z Maką Albarn - jedną z uczennic Zawodówki, oraz jej partnerem i przyjacielem – półtorametrową kosą, w którą zamienia się chłopak zwany Soulem Eaterem Evansem. Ona, pilna kujonka, on, zblazowany cynik, wbrew pozorom dogadują się bardzo dobrze. Czasami. Zadaniem tego duetu, podobnie jak innych drużyn władający-broń, jest złapanie 99 dusz nasiąkniętych złem oraz jednej duszy wiedźmy, które można zdobyć pokonując kolejnych przeciwników. Po wypełnieniu tego kryterium broń zamienia się w potężnego Death Scythe'a – oręże dzierżone z wszelkim splendorem i chwałą przez samego dyrektora – (Pana) Śmierć, luzackiego cienia z maską czaszki z tendencją mówienia głosem, który uzyskamy zaciskając sobie nos. Podczas zwariowanych perypetii Mace i Soulowi towarzyszy plejada przeróżnych charakterów. Black Star, nadpobudliwy skrytobójca, który zamiast ukrywać się w swoim cieniu woli z pompą wywrzeszczeć przeciwnikowi swoje imię (o dziwo nie nosi pomarańczowego dresu i opaski), jego partnerka, posiadająca moc zamiany w kilka rodzajów broni, cicha i spokojna Tsubaki, mający fioła na punkcie symetrii syn Pana śmierci - Death the Kid, oraz jego dwa pistolety, urocze siostry, z zamiłowania znawczynie i praktykantki raperskiej kultury ulicy. Dodajmy do tego jeszcze zwariowanych wykładowców, w tym ojca Maki, który jako kobieciarz bezskutecznie walczy o odzyskanie szacunku swojej córki, kilka postaci pobocznych, paru przeciętnych i troszkę silniejszych antagonistów i przepis na serię shonen gotowy.

 

 

 

Zdrowa dusza w zdrowym umyśle i zdrowym ciele
„Soul Eater” posiada bowiem wszelkie cechy typowego, dobrego tworu akcji dla każdego chłopaka – wymienionych wyżej ciekawych pod względem wyglądu i charakteru bohaterów oraz pełne walk, wciągające uniwersum. Uczniowie i pracownicy Zawodówki Śmierci na co dzień bronią bowiem świata przed różnej maści przestępcami i wiedźmami, a także, co było powodem założenia całej szkoły, pilnują aby nie doszło do odrodzenia potężnego Boga-Demona Kishina, pragnącego pogrążyć cały świat w szaleństwie. A że zaczyna się od lokalnych problemów, a kończy się na ratowaniu świata...

Będąc przy szaleństwie, jest to coś co naznacza cały charakter „Soul Eatera”, gdzie poziom zakręconego wariactwa osiąga poziom wręcz absurdalny. Choć fabułę, zwłaszcza w dalszych częściach można uznać za dość przeciętną, wszystko rewanżuje się ciekawą, specyficzną kreską, niewybrednym, jednak dalej spełniającym swoją funkcję humorem czy wesołym czerpaniem garściami z motywów szeroko rozumianej popkultury, zaczynając od wiedźm i Rasputinów, na Frankensteinach i Excaliburze wcale nie kończąc. 
 


Duszobranie
Na anime składa się 51-odcinkowa seria produkcji i wykonania Studia Bones w dużej części (do około 36 odcinka) bazująca na znanej i nawet wydanej w Polsce przez wydawnictwo J.P.F. mangi autorstwa Atsushi'ego Okubo. Część pokrywająca się z wydarzeniami zawartymi na papierze jest doskonałą adaptacją – troszkę niezręczna i wydziwiasta kreska pana Okubo przeszła tu porządny lifting, jednak zachowała swoją niebanalną stylistykę i idealne na cosplay projekty postaci. Dodajmy dobrą animację, którą w pełnej krasie można podziwiać podczas krótkich, ale naprawdę solidnie zrobionych i dynamicznych walk. W połączeniu z nietypowymi perspektywami dostajemy tutaj niezłą ucztę wizualną (kto nie czuje się przekonany, niech włączy sobie chociażby pierwszy opening). Względem mangi oszczędzono również wielu momentów ecchi, które (zwłaszcza u żeńskiej części widowni) potrafią wywołać najczęściej uniesienie brwi, jeśli nie zwyczajny niesmak. Oprócz kreski i animacji na poziomie bardzo dobry+, dostaniemy w zestawie również ciekawe utwory muzyczne – zarówno soundtracki, jak i piosenki początkowe oraz końcowe trzymają wysoki poziom i zostają w pamięci. W ramach małej ciekawostki – do powtórnej emisji telewizyjnej „Repeat Show” stworzono nowe openingi i endingi, które, choć nie dorównują oryginałom, warto zobaczyć.

 

 

Soul Eater jest idealną przegryzką dla wielbicieli shonenów – nie jest flagowym przedstawicielem swojego gatunku, który zafunduje nam niezapomniane epickie akcje, na myśl których przebiegają ciarki, jednak z pewnością wybija się ponad szereg przeciętnych produkcji. Nie znaczy to jednak, że nie jest on przeznaczony dla szerszej publiczności – dusza każdego kto ma ochotę na odrobinę wariackiej, niepochłaniającej zbytnich zasobów umysłowych (ale też nie ogłupiającej) rozrywki będzie w niebie. 

Soul Eater

Plusy

absurdalny humor

animacja i kadrowanie

barwne charaktery z dobrze dopasowanymi seiyu

świetny soundtrack

Minusy

fillerowe zakończenie

słabsze odcinki

86 10