Zacznijmy od tego, że gra Bravely Second: End Layer od Square Enix i Silicon Studio jest sequelem z krwi i kości. Jeśli więc nie graliście w pierwszą część, to naprawdę warto to zrobić, ale twórcy zastosowali kilka sprytnych sztuczek, które umożliwią grę także nowym fanom serii!

 

 

Dawno, dawno temu...

 

Akcja rozgrywa się 2 lata po wydarzeniach z Bravely Default, a cała fabuła opiera się na nowym bohaterze o imieniu Yew Geneolgia, który jest członkiem Crystalguard i liderem Trzech Kawalerów.

 

Za zadanie ma chronienie Papieżycy (kobieta-papież) Agnès Oblige, którą znamy z poprzedniej części gry, na ceremonii podpisania pokojowego traktatu pomiędzy Księstwem Eternii (Duchy of Eternia) a Crystal Orthodoxy. Ta jednak zostaje przerwana przez pojawienie się Kaisera Obliviona, który szybko nas pokonuje i porywa Agnès. Tu zaczyna się cała historia, która w skrócie polega na odzyskaniu czarnowłosej ze Skyhold – latającej twierdzy, w której jest przetrzymywana. Nie jest to jednak proste, ponieważ podniebna budowla ciągle się porusza i zmusza do podróżowania po całym świecie Luxendarc i szukania sposobu na dostanie się do niej. Pomóc mają nam w tym, znani z Bravely Default, Edea Lee i Tiz Arrior, a także nowa bohaterka – Magnolia Arch, która kryje zdecydowanie najwięcej sekretów z tej paczki. Wystarczy powiedzieć, że przybyła z samego Księżyca!

 

 

Główny bohater, Yew Geneolgia, początkowo wydawał mi się być najsłabszą postacią z tej czwórki - wszystkiego się boi, nie potrafi podjąć żadnej decyzji i nad wszystkim się roztkliwia. Nie dajcie się jednak zwieść pozorom, bo to właśnie on przechodzi w tej grze największą zmianę i powoli zmienia się w prawdziwego mężczyznę – dalej bojaźliwego, ale zdecydowanego i pewnego siebie, a nawet potrafiącego pociągnąć za sobą innych ludzi. Po drodze pojawiają się oczywiście także inne problemy, jak na przykład pewne straszne stwory, nazywane Ba'alami, które pragną zniszczyć świat. Drobnostka, prawda? Całość opowiedziana jest w bardzo baśniowym stylu, bez zbędnych rozterek nad ludzkim istnieniem i z dużą szczyptą (albo i garścią) humoru, który jednak nie przysłania powagi całego zadania naszych postaci.

Nie jest to taka historia, w której krew lałaby się litrami, to raczej bardzo subtelna opowieść o dojrzewaniu, przyjaźni i pierwszej miłości z ratowaniem świata w tle. Nie martwcie się jednak, doświadczycie w niej więcej zwrotów akcji niż w niejednym porządnym horrorze!

 

Kawa czy herbata?

 

Oprócz głównej historii, dostajemy jeszcze kilkanaście zadań pobocznych, których wykonanie jest z jednej strony całkowicie opcjonalne, ale z drugiej nie wyobrażam sobie bez nich gry. Fabuła każdego z nich opiera się na tym samym schemacie – córka dowódcy sił zbrojnych Eternii, Edea Lee, rozwiązuje spór pomiędzy dwoma frakcjami, w których dziwnym trafem znajdują się postacie z Bravely Default.

 

 

Za każdym razem walczymy z liderem strony, której racji nie przyznaliśmy i zdobywamy jego klasę. Brzmi to nudno, ale różnorodność tych mini-historyjek jest naprawdę duża! Spotkamy mistrza Edei, utkniemy na kilka dni w jaskini z bardzo głodnym D'gonem, rozwiążemy detektywistyczną zagadkę wraz z Sholmesem i Whitsonem, a nawet posłuchamy trochę muzyki pop. Myślę, że każdy znajdzie tutaj coś dla siebie.

 

Dodatkowo, wykonując zadania poboczne poznajemy lepiej naszych bohaterów i ich przeszłość, a także, jeśli nie graliśmy w poprzednią część gry, odkrywamy kawałki fabuły Bravely Default.

 

Najlepszą obroną jest atak!

 

Główne założenia rozgrywki zostały takie same. Dostajemy 30 klas, które możemy ze sobą dowolnie łączyć i w każdej chwili zmieniać, aby uzyskać upragnione przez nas statystyki. Większość z nich została po prostu przeniesiona z poprzedniej części gry, ale znalazło się też kilka nowych perełek, takich jak Catmancer (zaklinacz kotów) czy Patissiere (cukiernik). Magnolia z kocimi uszkami to jest to! Na początku polecam jednak zainteresować się Charioteerem, to naprawdę świetna klasa, mimo że dostajemy ją na bardzo wczesnym etapie rozgrywki.

 

 

Pomysł jest naprawdę ciekawy, ale nie miałam siły, aby grindować w celu wymaksowania wszystkich klas, które mi się spodobały. Ba! Nie miałam nawet na tyle cierpliwości, aby dojść do wymaganego przez daną instancję poziomu i zazwyczaj z owym poziomem dopiero z niej wychodziłam. Wszystko przez magiczny przycisk, który pozwalał na zwiększenie lub zmniejszenie ilości spotykanych przeciwników, który nader często zdarzało mi się przestawiać na „-100%” i… nie polecam tego robić. Później nie chce się już nabijać doświadczenia.

 

Dalej mamy turowy system walki i (już nie tytułowy) system Bravely Default, który wymaga od nas odrobiny taktycznego myślenia. Możemy atakować 4 razy w jednej turze (Bravely), wykorzystując BP (Bravely Points), ale następnie musimy czekać aż te nam się wyzerują. Możemy także kilka razy się bronić (Default) i uzbierać w ten sposób BP na nasze ataki. Wybór należy tylko i wyłącznie do nas.

 

Jednak wraz ze zmianą tytułu, zmienił się także i system, do którego doszło teraz (tym razem tytułowe) Bravely Second, czyli zatrzymanie czasu, które używa punktów SP. Dodatek ten pozwala na wykorzystywanie naszego spędzonego czasu w grze w walce, jako że SP nabijamy godzinami spędzonymi na rozgrywce. Dostajemy też opcję natychmiastowego zapełnienia punktów, dzięki kupieniu napojów SP, używając mikrotransakcji. Ani razu nie poczułam takiej potrzeby, ale denerwowała mnie już sama możliwość ich zakupu.

 

Chodź pomaluj mój świat

 

Oprawa audiowizualna jest naprawdę prześwietna! Baśniowe, ręcznie malowane tła zachwycają swoją oryginalnością i starannością wykonania. Naprawdę pasują do opowiadanej historii, jednak bardzo tracą na wyglądzie przy scenkach, na których jest na nie zbliżenie. Widzimy wtedy tylko masę niewyraźnych, rozmytych pikseli. Projekty postaci są trochę uproszczone, ale cieszą oko. Muzyka jest różnorodna i usłyszymy w tle zarówno klasyczne utwory, jak i kawałek gatunku pop, szantę piracką czy „marszową” piosenkę wyśmiewającą imperialnych żołnierzy.

 

 

Niestety widać w tym wszystkim pewną powtarzalność w stosunku do poprzedniej części gry. Większość miast mogliśmy przecież odwiedzić już w Bravely Default, a mimo upływu dwóch lat, w ogóle się nie zmieniły.

 

Jeśli chodzi o język użyty w grze, to czy wiedzieliście, że na Księżycu mówi się po francusku? Nie żartuję, nasza towarzyszka podróży, Magnolia Arch nie raz i nie dwa uraczy nas zdaniem, albo dwoma w tym języku. Ma to swój zabawny urok, bo ludzie znający francuski będą w stanie szybciej i łatwiej odkryć wiele ważnych szczegółów fabuły. Za to dla całej reszty naprawdę będzie brzmiało to jak rozmowa kosmitów. „Oh, la vache!”

Głosy postaci wydają się być dobrze dopasowane (tym razem smutny głos Agnès może być racjonalnie wyjaśniony) i jedynie kilka bohaterów (w tym niestety Magnolia) dziwnie „świszczy” w głośnikach mojej konsoli. Nie wiem, czy jest to wina mojego sprzętu, czy może problem tkwi w tym francuskim akcencie?

 


Bravely Second to gra, której naprawdę blisko jest do perfekcji, ale która zbyt wiele wzięła ze swojej poprzedniej części. Na naszych ekranach pojawią się znowu ci sami bohaterowie i te same lokacje, a zmiany w systemie rozgrywki nie były na tyle duże, abyśmy mogli je naprawdę odczuć. Jednak, jeśli stęskniliśmy się za Bravely Default lub po prostu nie graliśmy w pierwszą część, to w pełni nacieszyć możemy się naprawdę przepięknymi miastami i ciekawymi postaciami. Niezależnie od naszych przeszłych wyborów growych zachwycimy się na pewno fabułą. Naprawdę dopracowaną, baśniową i lekką, a jednocześnie pełną zwrotów akcji. Nie raz i nie dwa siedziałam przed ekranem konsoli z praktycznie otwartymi ustami z zaskoczeniem malującym się na mojej twarzy. Mimo tego, że gra jest naprawdę długa, to historia i możliwości rozwoju postaci trzymały mnie przy niej przez dobre kilkadziesiąt godzin. Dla fanów jRPG posiadających konsolę 3DS powinna być to pozycja obowiązkowa!

 

Autor recenzji: Nikorin

Bravely Second: End Layer

Plusy

Baśniowa fabuła

Ciekawe zwroty akcji

Humor

Ręcznie malowane tła

Minusy

Powtarzalność

Dużo wzięte jest z poprzedniej części

89 10