Jaka seria Final Fantasy jest każdy widzi. Od gry, która uratowała SquareSoft poprzez legendarne odsłony, do średnio udanej trylogii Lightning. Wraz z zabraniem PS3 wstecznej kompatybilności Square Enix postanowiło przypomnieć nam kultową „dziesiątkę”, lekko ją modyfikując i wydając na PS3, PS4 i PS Vita. Jak dziś wypada klasyk, który ma prawie 14 lat na karku?

 

                Tidus jest gwiazdą Blitzballa. Jest znany, lubiany, rozdaje autografy, na hajs zapewne też nie narzeka. Jego mecz przerywa jednak potężna istota, Sin, która niszczy część miasta i przenosi Tidusa do innego świata. Świata, którego religia zabrania używania maszyn, miasto głównego bohatera znane jest tylko z baśni, a do walki z Sinem wysyłane są kapłanki zdolne przyzywać mocarne chowańce. Tidus przyłącza się do jednej z kapłanek, Yuny, w nadziei na powrót do domu.

 

 

 

                Fabuła wydaje się sztampowa, jest jednak zgoła inaczej. Zgodnie z dewizą „aby wyruszyć w drogę należy zebrać drużynę” wokół Yuny i Tidusa kręci się zróżnicowana gromadka postaci. Każdy bohater ma własną, ciekawą historię i własne przekonania, które niekoniecznie zgadzają się z poglądami współtowarzyszy. Prowadzi to często do ciekawych wymian zdań i kłótni, które urozmaicają kilkudziesięciogodzinną podróż przez świat Spiry. Drużyna jest ogólnie udana, drażnią tylko Tidus, który zachowuje się jak nieopierzony dzieciak i Rikku, która równie dobrze mogłaby być postacią drugoplanową. Oprócz starannie zaplanowanych momentów dziewczyna jest bezużyteczna w walce.

 

                W przeciwieństwie do Skyrima, ciekawie przedstawiono główną oś fabularną, która obraca się wokoło podróży Yuny, jej treningu i pozyskiwaniu kolejnych chowańców. Głównym celem jest oczywiście pokonanie Sina, jednak po drodze napotykamy szereg wydarzeń i postaci, które tylko pozornie są nam przyjazne. Nie zabrakło nawet sceny ślubu, podczas której musiał pojawić się ktoś przeciwny z okrzykiem „Na Boga, nie zgadzam się!”.

 

                W remasterze mamy nie tylko doskonałą fabularnie dziesiątkę, ale też jej kontynuację. Najmniejsze słowo o jej fabule będzie spoilerem, napiszę więc tylko, że całość wykonano na dziwną, techno-j-popową modłę z przebierankami jak w „trzynastce trzy”. Podczas gdy „FF X” prezentuje piękny świat i ciekawy klimat fantasy, tak „X-2” ma klimat całkowicie niepasujący do gatunku.

 

 

                Ważnym elementem każdego RPGa jest system walki i rozwoju postaci. W FF X mamy klasyczny system turowy, a w jednym momencie na ekranie znajdować się mogą trzy nasze postacie lub jeden chowaniec. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, by konkretną postać podmienić na inną w trakcie jej tury. Niektórzy stwierdzą, że zabija to taktyczne podejście do walki, dla mnie jest to jednak doskonałe urozmaicenie. Postać rozwijamy poprzez Sphere Grid – rozbudowane drzewko umiejętności, które jest jednakowe dla wszystkich (jednak każda postać zaczyna w innym miejscu). Postać więc pakuje się przyjemnie, walki nie są zbyt nachalne, a podczas niektórych potyczek niezbędny jest umysł stratega i nietuzinkowe podejście do przeciwnika.

 

 

Inaczej jest w Final Fantasy X-2. Tutaj walka bardziej przypomina tę znaną z „trzynastki”, jest jednak mniej dynamiczna i mniej czytelna. Nie ma podziału na profesje, postacie ubieramy w śmieszne stroje, a system rozwoju polega nie tyle na rozwoju samej postaci, co rozwoju … ciuszków. W wiele ról się w grach wcielałem, ale magiczną krawcową to ja nie byłem nigdy.

 

 

                Obie gry ukazały się ponad 10 lat temu na PlayStation 2. Na potrzeby stacjonarnych konsol nowej generacji podniesiono rozdzielczość do 1080p, pokuszono się o antyaliasing i przemodelowano lwią część tekstur. Dostosowano obraz do proporcji 16:9 i wyrenderowano od nowa przepiękne przerywniki wykonane w technologii CGI. Nie jest brzydko, gra wygląda, jakby była stworzona w 2007 roku, jednak… Postacie drugoplanowe… Synchronizacja ust  do wymawianych kwestii… Są tragiczne… Aż żal patrzeć. Za to możemy z chęcią słuchać, gdyż cały soundtrack został zaaranżowany od nowa, co pozytywnie wpłynęło zarówno na jakość dźwięku, jak i same wykonania kultowych już utworów.

 

                Najważniejsze pytanie – czy warto pokusić się o Final Fantasy X/X-2 HD Remaster? Jeśli graliście i Wam się spodobało – tak. Jeśli nie graliście, a lubicie japońskie RPGi z genialną fabułą (X-2 pomijam milczeniem…) – tak. A którą wersję wybrać? Na temat konwersji na PS Vita nie mogę się wypowiedzieć, gdyż nie posiadam tej konsoli, jednak wersje na PS3 i PS4 różnią się w kilku miejscach animacją (wersja na PS3 chrupnie częściej, co jest skandaliczne, ale prawdziwe), a na konsoli najnowszej generacji możemy w locie zmienić ścieżkę dźwiękową na oryginalną. Jeśli więc macie obie konsole i za dużo gotówki w portfelu, możecie zagrać na PS4. Ja z całego serca polecam grę wszystkim fanom jRPG. Square takich gier już nie robi. Pozostał nam tylko ATLUS.

Final Fantasy X/X-2 HD Remaster

Plusy

niesamowita historia

ciekawe postacie

to jest PRAWDZIWY RPG

Minusy

dwójka odstaje od jedynki

remaster jest wykonany po łebkach

88 10