Ucieczka z domu okazała się prostsza, niż się wydawało. Wystarczyło spakować walizkę, chwycić gitarę i wskoczyć do pociągu. Kierunek był oczywisty – Alba City, miasto, w którym spełniają się marzenia. W taką podróż postanowiła wybrać się 17-letnia panienka z dobrego domu, zainspirowana życiem i twórczością piosenkarki Cyndi Lauper. Tuesday, tak bowiem jej na imię, nie spodziewała się jednak, że oddanie życia wielkiej metropolii i muzyce będzie trudniejsze, niż myślała.
Zjedz albo zostań zjedzony, takim miastem jest właśnie Alba City. Carole, 17-letnia imigrantka, wie o tym aż za dobrze. Lawirowanie między kolejnymi dorywczymi pracami nie jest łatwe, jednak dziewczyna nie zapomina dlaczego tutaj jest. Chce śpiewać i tworzyć muzykę. Mimo to czuje, że w jej życiu wciąż czegoś brakuje.
Dziewczyna, która zaczęła myśleć o powrocie do pustego domu i dziewczyna, która miała pewność, że jej muzyka do nikogo nie dotrze. Wszystko się zmienia, gdy obie przypadkowo się spotykają. Niemal od razu czują, że łączy je coś niezwykłego i że obie pragną podbić świat swoją muzyką.
Wsiąść do pociągu nie byle jakiego
Shinichiro Watanabe (Cowboy Beboop, Zankyou no Terror) obdarzył swoją nową serię tym, co u niego najlepsze. Miłość do muzyki, charakterne postaci, odniesienia do kultury Zachodu i futurystyczna wizja przyszłości, wszystko to znajdziemy w historii rozgrywającej się 50 lat po rozpoczęciu emigracji ludzkości na Marsa.
Eksplorowanie świata przyszłości stanowi świetną otoczkę do śledzenia kolejnych etapów muzycznej kariery tytułowych bohaterek. Wszystko zaczyna się od spotkania obu dziewczyn, jednak akcja nabiera szybszego tempa, kiedy Rody – nieśmiały operator dźwiękowy – wrzuca nagranie występu dziewczyn do sieci. I tak z każdym odcinkiem u boku bohaterek pojawiają się kolejne postacie – szychy muzycznego świata, muzyczni rywale i przyjaciele, które stanowią idealne równoległe dopełnienie głównego wątku. Najlepszym przykładem będzie tu historia ich głównej rywalki, młodzieżowej celebrytki Angeli, która towarzyszy nam przez całą serię, tylko okazjonalnie przeplatając się z historią tytułowych bohaterek.
Samo poprowadzenie wątku kariery muzycznej Carole i Tuesday wydaje się chwilami dość nienaturalne, zwłaszcza pod kątem upływu czasu i reakcji samych bohaterek na to, co się w ogół nich dzieje. Nie można mu jednak odmówić uroku, zwłaszcza w początkowych odcinkach. Reszta postaci dostaje swoje pięć minut i zazwyczaj to wystarcza, choć przyznam, że seria spokojnie mogłaby być o połowę dłuższa i nadal mieć coś ciekawego do powiedzenia.
50 years to Mars
A to wszystko rozgrywa się w otoczce wizji marsjańskiego Nowego Jorku przyszłości. Alba City, dość nietypowo jak na anime, nie przypomina bowiem kolejnej modyfikacji Tokio, a czerpie mnóstwo inspiracji z kultury USA, jak i puszcza oczko do naszych czasów w ogóle.
Carole and Tuesday wrzucają zdjęcia na Instagrama (i tak, ich konto istnieje naprawdę), robot-oszust ma problemy w dokładnym wycinaniu bohaterów z green screenu, a Angela oprowadza dziennikarzy po swoim domu odpowiadając na internetowe pytania. Mamy tu nawet pełnokrwisty talent show, z eliminacjami, dziwnymi śmieszkami i prawdziwymi talentami. Znajdźcie inne anime, które tak bardzo bawiłoby się naszą teraźniejszością, kiedy, klang!, w wynajmowanym lofcie, Carole opiera nogę o barierkę wiążąc swoje Timberlandy, by po chwili przemierzać miasto na elektrycznej desce niczym Casey Neistat.
Co więcej, seria nawiązuje do Zachodu nie tylko w warstwie wizualnej. Kto nie słyszał o problemach współczesności w postaci komputerowych oszustw, trudnej polityki emigracyjnej, stalkingu, homoseksualizmu czy walki o władzę godne Donalda Trumpa i Hilary Clinton? Tak, to wszystko, a nawet więcej znajdziecie w japońskim serialu animowanym.
Było ich dwie, w każdej z nich inna krew
Gdyby oceniać serię na podstawie utworów muzycznych, jest to zdecydowanie czołówka wszechczasów i naprawdę nie przesadzam. Kto nie jest przekonany, niech obejrzy chociażby pierwszy odcinek z zalążkiem utworu The Loneliest Girl. Jestem niemal pewna, że chwilę później będzie wstawiać pranie stukając i nucąc Round and round, the dancing laundry…
Utwory zahaczają głównie o szeroko pojęty gatunek pop, ale nie zabraknie też smaczków raperskich, R&D czy setów znad DJskiej konsolety. Muzykę współtworzyło grono wybitnych muzyków i czuć, że świetnie się przy tym bawili, bogato czerpiąc inspirację z szerokiego grona wykonawców światowej klasy. W ramach ciekawostki dodam, że utworów można przesłuchać chociażby na platformie Spotify, choć najlepiej smakują w otoczce klimatycznej animacji.
Drugą wielką zaletą serii jest ogromna plejada niezwykłych bohaterów. Dawno nie widziałam serii, która w 24 odcinki potrafi wymyślić tyle charakternych postaci do polubienia, których design jest tak różnorodny. Otyły teksański muzyczny manager, cudownie egocentryczny DJ w kanarkowym garniturze, dziwny celebryta social mediów, japoński David Bowie, Beyonce i Elżbieta Zapendowska… Tak, także wśród bohaterów pojawiają się mniej lub bardziej jawne nawiązania, do których zresztą przyznają się sami twórcy (ok, pani Zapendowska to moje osobiste skojarzenie).
Niestety i wspaniałe utwory, i niezwykli bohaterowie potykają się o dość przeciętną fabułę. Zwłaszcza w drugiej części serii wydaje się, że scenariusze były pisane na kolanie, tylko tak, żeby dało się umieścić w nich jakąś nową piosenkę. Historia sama sobie spoilowała, a nawet jeśli nie, łatwo dało się odgadnąć, co stanie się za kilka minut. Wiele wydarzeń (w tym kilka całkiem donośnych) wnosiło zaskakująco mało do głównej fabuły. Serii z pewnością zabrakło też gorzkości życia – większość bohaterów wręcz sunie po tęczy życia, a wszelkie problemy rozwiązywane są przez liczne przypadki. Skrajnym przykładem jest moment, kiedy padła idea znalezienia dwóch gitarzystów i perkusisty. Zaskakująco stali oni za rogiem. STALI ZA ROGIEM, DOKŁADNIE CAŁA TRÓJKA.
Zamigotał świat tysiącem barw
Jeśli chodzi o kwestie graficznie, seria zdecydowanie tworzy unikatowy klimat. Dużą uwagę przywiązano tu do kolorów i oświetlenia: od razu inaczej czujemy się odwiedzając ascetyczne laboratorium badań nad sztuczną inteligencją, inaczej towarzysząc bohaterom w świetle reflektorów scenicznych, a jeszcze inaczej oglądając dziewczyny siedzące wieczorem w miękko oświetlonym pokoju.
Kreska i animacja również stoją na wysokim poziomie, choć zdarza się, że jest to jakość nierównomierna. Czasem razi mniej dokładne zarysowanie bohaterów czy statyczne przebitki na widownię podczas występów, jednak mało kto nie zachwyci się dokładnością ruchów zanimowanych techniką rotoskopową (czyli odtwarzanych na podstawie nagrań prawdziwych aktorów). To warto zobaczyć!
Pamiętam dobrze ideał swój…
Carole & Tuesday to seria wyjątkowa. Prawdopodobnie, gdyby nie przeciętna fabuła, byłoby to anime z kategorii seansów obowiązkowych. Jest mi naprawdę smutno, że nie mogę polecić Wam tej serii z czystym sumieniem, jednak jeśli postanowicie wybrać się w tę podróż, obiecuję wam, że będzie miała w sobie coś magicznego i niezapomnianego.
Anime Carole & Tuesday dostęne jest na platformie Netflix. Druga część sezonu będzie miała premierę 24 grudnia 2019.
Przepiękne utwory
Czerpanie inspiracji z kultury Zachodu
Masa świetnych bohaterów