Nieczęsto zdarza się, że film anime trafia do naszych rodzimych kin. W związku z polską premierą najnowszej produkcji Mamoru Hosody postanowiłem podjąć się jej zrecenzowania. Mirai to kolejne dzieło reżysera odpowiedzialnego za takie hity jak Summer Wars, Bakemono no Ko, Wilcze Dzieci, czy O dziewczynie skaczącej przez czas.
Jestem pewien, że wielu fanów anime już samym stylu animacji wykorzystanym w zwiastunie było w stanie rozpoznać rękę pana Hosody.
Głównym bohaterem Mirai jest kilkuletni chłopiec imieniem Kun (zdrobniale Kun-chan). Kun-chan wiedzie życie pozbawione trosk. Ma pełne szafy zabawek, a rodzice poświęcają mu pełną uwagę. Niestety, sielanka dobiega końca, gdy w domu pojawia się noworodek. Od tego momentu rodzice chłopca, pochłonięci jego małą siostrzyczką, nie są w stanie spełniać jego wszystkich zachcianek.
Kun-chan nie jest w stanie zaakceptować zaistniałych zmian i o wszystko obarcza siostrzyczkę, tytułową Mirai.
Nieoczekiwanie przed chłopcem staje tajemniczy mężczyzna, personifikacja jego psa, Yukko. Chwilę później pojawia się także nastoletnia dziewczyna, która okazuje się… jego własną siostrą przybyłą z przyszłości. Przez cały seans filmu postacie Yukko, jak i „starszej” Mirai przewijają się na ekranie w taki sposób, że widz nie jest w stanie dociec, czy są one tylko wytworem wyobraźni Kun-chana, czy pojawiły się naprawdę. Przybyła z przyszłości Mirai pragnie „naprostować” brata i sprawić, aby przestał zachowywać się nie fair wobec „młodszej” Mirai.
Przedstawiony przeze mnie zarys fabuły można bardzo łatwo wywnioskować ze zwiastunów, ale właśnie o to chodziło panu Hosodzie. W jednym z wywiadów reżyser wyjawił, że oparł scenariusz Mirai na własnym doświadczeniu. Przed niespełna czterema laty urodziła mu się córeczka, a jego wówczas kilkuletni syn nie był w stanie pogodzić z faktem, że rodzice przelewają swoją uwagę na nią, zamiast na niego.
To historia bez ukrytych wątków i zwrotów akcji. Mirai jest bardzo prostą opowieścią o tym jak pierworodne dziecko może negatywnie zareagować na narodziny rodzeństwa. Ten film anime z pewnością powinni obejrzeć wszyscy młodzi rodzice. Warto go także zaprezentować w szkołach podstawowych, ponieważ historia w nim przedstawiona wcale nie jest czymś obcym również w krajach zachodnich. Z pewnością wielu z was ma młodsze rodzeństwo i pamięta jak swego czasu bezcenna uwaga rodziców momentalnie została przekierowana na młodszego brata lub siostrę.
Pomijając aspekt edukacyjny, Mirai jest filmem… nudnym i dłużącym się. Choć najnowsze dzieło Hosody trwa tylko półtorej godziny to i tak można odnieść wrażenie, iż jest to zbyt długi i uciążliwy seans. Graficznie i muzycznie wszystko prezentuje się świetnie, ale fabuła Mirai jest prosta, przewidywalna i nudna. Film nie posiada także wyraźnych i ciekawych postaci. Kun-chan jest rozpieszczonym kilkulatkiem, więc przez ponad połowę seansu krzyczy i płacze.
Nie chciałbym tak negatywnie wypowiadać się na temat tego filmu, ponieważ jest to produkcja naprawdę inteligentna i w pewnych kwestiach niezwykle ważna, jednak jeśli szukacie ciekawego seansu z interesującymi zwrotami akcji i dobrą fabułą to niestety szukajcie gdzie indziej. Z całym sercem polecam starsze filmy pana Hosody, ale Mirai lepiej sobie odpuścić, chyba, że należycie do wymienionych przeze mnie grup docelowych – jesteście młodymi rodzicami, lub chodzicie do szkoły podstawowej i macie młodsze rodzeństwo.
Na koniec krótkie wyjaśnienie samego tytułu. Mirai(未来) z japońskiego oznacza Przyszłość. W oryginale tytuł filmu brzmi Mirai no Mirai, co można przetłumaczyć na Mirai z przyszłości. Sprytna, ale zarazem prosta gra słów nawiązująca do przybyłej z przyszłości siostry Kun-chana.
Graficznie i muzycznie prezentuje się świetnie
Ważne przesłanie dla młodych rodziców i osób z młodszym rodzeństwem