Zgadnijcie co to za seria: młody chłopak z wielkim marzeniem rozpoczyna drogę "od zera do bohatera" w trakcie której znajduje kolejnych przyjaciół i rywali, a także zdobywa coraz lepsze moce, stając na przeciw coraz silniejszych przeciwników. Jaka jest odpowiedź? Zakręćmy kołem shonenów! Dzisiaj wskazówka zatrzyma się na... Boku no Hero Academia!

 

Przepis na shonena
Izuku Midoriya, choć znajduje się w ostatniej klasie gimnazjum, nie spędza bezsennych nocy na przeglądaniu rankingów liceów. Już od dziecka doskonale wiedział do jakiej szkoły chce iść - liceum UA, profil: superbohaterstwo.

 

 

Jeśli kogoś dziwi istnienie takiego kierunku, warto dodać, że w świecie w którym żyje Izuku 80% ludzkości dysponuje supermocami - niektórzy mają niesamowitą siłę, inni potrafią wytworzyć próżnię albo władają ogniem. Z biegiem czasu w takim świecie wykształcił się swoisty model tych którzy tej mocy nadużywają - złoczyńców oraz walczących z nimi superbohaterów. Gdy model ten ustabilizował się, herosi stali się powszechnymi idolami tłumów, a szkoły zaczęły otwierać specjalne kierunki do kształcenia nowych gwiazd walki ze złem. Dobra, wszystko wyjaśnione, można składać papiery. Pozostaje jeszcze tylko mały mankament: Izuku należy do pozostałych 20% tych, którzy mocy nie posiadają.

 

Są równi i równiejsi
Młody Midoriya nie zamierza jednak się poddawać. Mimo swojej ciamajdowatości uparcie kolekcjonuje zeszyty z analizami superbohaterów wierząc w to, że kiedyś jego marzenie się spełni. Gdy jego kolega z klasy znajduje się w niebezpieczeństwie, okazuje się jednak, że oprócz wiedzy teoretycznej posiada coś jeszcze – prawdziwą cechę superbohatera – heroizm.

 

Tym właśnie zwraca na siebie uwagę swojego idola, symbolu pokoju - All Mighta. Widząc determinację chłopaka heros postanawia przekazać mu część swojej mocy One for All, objawiającej się nadludzką siłą. Szybko okaże się jednak, że droga do opanowania tej mocy, podobnie jak do stania się profesjonalistą, jest długa i wyboista. A każde nieuważne użycie otrzymanej umiejętności może skończyć się pobytem w szpitalu.

 

 

Świeży powiew schematów
Boku no Hero Academia od Studia Bones jest ekranizacją wciąż wydawanej mangi Kohei Horikoshi’ego. Seria cieszy się coraz rosnącą popularnością – i słusznie! Choć opiera się na elementach typowej mangi dla chłopców połączonej z motywem Tiger & Bunny temat ten jest przedstawiony na tyle atrakcyjnie, że rywal z lat dziecinnych, czy egzaminy wstępne śledzi się bez żadnych zgrzytów. Ba, nawet z zaciekawieniem. Główną siłą całej serii jest Izuku, który nie tylko musi nauczyć się panować nad destrukcyjnymi mocami, ale również dogonić tych, którzy swoimi umiejętnościami dysponują niemal od urodzenia. Mimo jego płaczliwości i prostoty, jest sympatyczny i inteligentny. Od razu chce się mu kibicować.  

 

 

Oprócz tego dochodzi nam postać All Mighta – profesjonalnego superherosa o niezwykłym uśmiechu, który walczy z opuszczającą go mocą. Jest świetnym nawiązaniem do amerykańskich komiksów, co dodaje kolejnego smaczku serii. Potem do plejady postaci dochodzą kolejne, a jest ich całkiem sporo: starzy i nowi znajomi Midoriyi, superherosi, nauczyciele i oczywiście wszelkiej maści złoczyńcy. Ich charaktery zostały jednak tylko muśnięte i wypadają raczej przeciętnie, choć z pewnością są wyraziści i łatwo wpadają w pamięć. Tutaj jakiś porządny kujon, tam urocza rówieśniczka, tam jakiś dziwny zboczeniec (nazywający się, nomen polskie omen, Mineta). Z bardziej wyróżniających się osobników poznamy Bakugou, który swoją egocentrycznością i darciem mordy przewyższa nawet Black Stara z Soul Eatera, czy lubującego w śpiworach wychowawcę z UA Izumę.

Zostań bohaterem w swoim domu
Dużo? Oj tak. A to wszystko w 13-stu odcinkach. I to właśnie byłby główny zarzut do animowanej adaptacji – podczas gdy większość anime shonen każe na siebie czekać tydzień, tutaj czeka nas długie zgrzytanie podczas oczekiwania na drugi sezon, co znacząco osłabia prawdopodobieństwo wciągnięcia się. W zamian jednak otrzymujemy solidną animację powyżej średniej, bez dziwnie wygiętych twarzy lądujących w krainie memów, lub mówiąc w skrócie – świetną ekranizację świetnej mangi. Projekty postaci są pomysłowe i strzelają do nas całą gamą kolorów, głosy dobrze dobrane, a muzyka… Mistrzostwo! Jeśli ktoś chce się poczuć jak super bohater, soundtrack BnHA będzie idealnym podkładem.

 

 

Odcinki trzymają równy poziom, łagodnie, ale i bez ociągania serwując nam kolejne oryginalne pomysły łamiące, a jednocześnie dalej śledzące fabułę typowego shonena. Czasem jest zabawnie, czasem dramatycznie, mordobicia, czy pomysłowych wyjść z sytuacji też nie zbraknie.

 

Komu polecam? Z pewnością wielbicielom klasycznych opowieści o pełnych determinacji młodzieńcach dążących do spełnienia swoich marzeń na przekór przeciwnościom losu. Jest to dobra, oryginalna, czasem lekko dziecinna (ale co tam) seria na poprawienie humoru w zły dzień i uruchomienie bojowych nastrojów. A teraz na koniec wszyscy razem wznieśmy okrzyk superherosów: Plus Ultra!

Boku no Hero Academia

Plusy

oryginalny, a jednocześnie mocno osadzony w gatunku

muzyka

wyraziści bohaterowie

Minusy

postacie drugoplanowe

lekka przewidywalność

76 10