Nikt nie chce umierać. Śmierć jest jednak nieubłagana i rzadko przychodzi wtedy, kiedy akurat tego chcemy. Najbardziej niesprawiedliwa wydaje się być gdy przychodzi po ludzi, którzy z różnych powodów nie zdążyli nacieszyć się życiem doczesnym - młodych, zgorzkniałych, niespełnionych. Co dzieje się z nami po śmierci? Tego nie wie nikt. Co się dzieje z ludźmi opisanymi powyżej? To nam wyjaśnia anime Angel Beats.
Wszystko zaczyna się od śmierci
Yuzuru Otonashi budząc się na szkolnym dziecińcu zostaje postawiony przed faktem dokonanym. „Skoro tutaj jesteś, to znaczy, że nie żyjesz”, mówi do niego dziewczyna w szkolnym mundurku i wielkim karabinem snajperskim wycelowanym w srebrnowłosą, młodą piękność. Nasz bohater mimo wielkiej białej plamy w pamięci, obejmującą również to jak się tu znalazł, niekoniecznie wierzy zapewnieniom nowo poznanej koleżanki. Dlatego postanawia, wbrew oczywiście tej koleżance, zapytać o opinię dziewczynę na celowniku karabinu. Ta jednak również twierdzi, że wszyscy tu nie żyją. A na poparcie swoich słów przebija ostrzem serce rozmówcy. Ciach! Rana co najmniej śmiertelna, a nasz bohater po dłuższej chwili budzi się bez większego, nie licząc zakrwawionej koszuli, szwanku. W końcu...
Umiera się tylko raz
Zagubiony w pośmiertnym świecie Otonashi z braku lepszych pomysłów postanawia dołączyć do oddziału dowodzącego przez poznaną wcześniej dziewczynę. Yuri, zwana także Yurippe, to pewna siebie generał SSS, grupy która została utworzona w celu przejęcia tego świata, poprzez pokonanie Anioła (oryg. Tenshi), czyli dość niewinnie wyglądającej istoty, którą wcześniej spotkali. Na świat ten składa się szkoła z internatem wypełniona NPC (ang. non-player character, czyli postać nie sterowana przez gracza), zaprogramowanymi do bycia „normalnymi” uczniami, ale nieposiadające ludzkiej duszy. Otonashi raczej nie okazuje specjalnego entuzjazmu jako nowy członek SSS, ale jak to powiadają, lepszy rydz, niż ponowne przebicie na wylot. Wraz z rozwojem historii poznajemy kolejnych członków tej nieformalnej grupy - brutalnego Nodę, przyjaznego Hinatę, tajemniczego T.K., mającą coś z ninja Shiinę, Iwasawę - gitarę i wokal zespołu dywersyjnego i wielu innych. Niestety przy liczbie odcinków równej trzynaście, trudno było rozwinąć ich historie, przez co większość sprowadzić można do pojedynczego przymiotnika przed nich imieniem. A szkoda, bo większość postaci, którym dano więcej niż pięć minut obdarzy oglądających naprawdę niesamowitymi, nierzadko wzruszającymi historiami.
Stan pacjenta jest stabilny. Nie żyje.
Głównym zadaniem oddziału jest nie dopuścić do swojego zniknięcia z tego świata. Dosłownie. Według zapewnień całej grupy, bardzo żywotnych zresztą jak na swój stan, osoba, która się tu dostanie i zacznie prowadzić normalne życie w otaczającej ich szkole, zniknie. Dlatego też członkowie SSS prowadzą idealne przeciwieństwo perfekcyjnego życia przykładnego ucznia - jeśli już im się zdarzy przyjść na jakąkolwiek lekcję to zwykle w celach konspiracyjnego knucia. W czasie wolnym produkują broń palną i organizują nielegalne koncerty w celu podebrania NPC kuponów na jedzenie w szkolnej stołówce i przeprowadzenia akcji pozbycia się Anioła.
Za wszystkimi figlami i psotami kryje się jednak coś głębszego. Wszystkie osoby, które trafiły do tego świata to młodzi ludzie, którzy nie spełnili się za życia. Na swoich barkach noszą bolesne wspomnienia z poprzedniego świata - niespełnione marzenia, cierpienia wynikające z niepełnosprawności czy rodzinne tragedie. Świat ten w teorii daje im szansę pogodzić się z poprzednim życiem i dać powód by znów ruszyć na przód (jeśli wierzyć reinkarnacji), jednak oddział SSS wykorzystuje tę szansę w inny sposób - szkoła staje się miejscem do pokazania ich buntu przeciw niesprawiedliwości świata i potencjalnie istniejącego Boga. Trzeba też pamiętać o naszym biednym Otonashim, który wciąż nie pamięta wydarzeń sprzed swojej śmierci. Oraz o tym, że nie wszystko w tym świecie jest oczywiste i niezmienne.
Z jednej strony otrzymujemy więc dość typową, ale dobrą szkolną komedię. Kto by nie chciał założyć w pokoju nauczycielskim tajnej bazy operacyjnej, latać po boisku z pistoletami przeróżnych kalibrów, a całemu systemowi edukacji co i rusz wbijać kij w oko? No, może nie każdy, ale sam koncept dozuje nam już sporą dawkę komediowego budyniu (lub kisielu, jeśli ktoś woli kisiel), a i pośmiertna nieśmiertelność jest sporym motorem gagów. Co było też miłym zaskoczeniem, to z fuzji komedii, dziewczyn w mundurkach, romansów i innych odcinków nad jeziorem nie powstało żadne ecchi, czy inna produkcja sortu o poziomie tarzania się po ziemi, a to już jest spore osiągnięcie.
Ta seria ma jednak dwa oblicza. Angel Beats to prawdziwy wyciskacz emocji - podczas gdy nasza uwaga jest zaaferowana oglądaniem napompowanych (prawie)powagą, komicznych akcji oddziału SSS z drugiej strony atakują nas prawdziwe życiowe pytania i moralne dylematy. Niesprawiedliwość i bezsilność wobec losu będąca udziałem bohaterów, wkracza do naszego serca powodując, że oglądający sam zaczyna odczuwać emocje i rozgoryczenie bohaterów. Ostatecznie w całej historii można znaleźć kilka mądrych morałów - niektóre są wyłożone łopatologicznie, a niektóre każdy może wyjaśnić sobie troszkę inaczej.
Seria serwuje nam naprawdę ogromne pokłady frajdy (i przez śmiech, i przez łzy), jednak ma kilka wad, które czasem niecierpliwie drapią w drzwi naszego seansowego odprężenia. Główną są fabularne zgrzyty - w tej krótkiej serii znajdzie się z kilka momentów w których jednocześnie zalewając się łzami wzruszenia, co niektórzy zapytają siebie w myślach, o co tak właściwie chodzi i czy to wszystko ma jakieś logiczne wyjaśnienie. Kolejną rzeczą jest drobne skakanie fabuły, wynikające pewnie z przyjętego metrażu serii. Trudno jest bowiem rozwinąć historie wszystkich postaci, jeśli jest ich więcej niż samych odcinków, a główni bohaterowie czają się za rogiem łypiąc o trochę uwagi.
Co (nie) zabije to...
Technicznie seria stoi na dobrym poziomie. Zarówno sceny statyczne, jak i pełne ruchu akcje i bitwy (a trochę ich jest) są dobrze narysowane i zanimowane, tła również są przyjemne dla oka. Drobną wadą jest mocna typowość bohaterów - którego by nie wziąć kołnierz i wrzucić do jakieś innej przeciętnej serii, będzie pasować jak ulał (zarówno pod względem wyglądu i charakteru). Z drugiej strony ta typowość sprawia, że projekty postaci przypadną do gustu niemal wszystkim mango-animowcom, a i obecność na poduszkach i innych gadżetach również jest gwarantowana.
Jedną z największych zalet Angel Beats jest oprawa muzyczna. Przyznam się, że niepewność wynikająca z oglądania anime o ganiających w kusych spódniczkach dziewczynach z pistoletami, rozprysła się już przy oglądaniu openingu. Poziom trzymają też ending i OSTy, ale największą rewelacją są piosenki grane przez zespół dywersyjny SSS - GirlDeMo. Rockowe utwory są naprawdę świetne i aż żałować można, że nie dane było ich posłuchać jeszcze z kilka razy podczas trwania serii.
Podsumowując: Angel Beats, mimo swoich fabularnych zaplątań i niedomówień na czas seansu, a nawet na trochę dłużej, potrafi przykuć uwagę i skraść kawałek serca. Jest to świetne połączenie lekkiej szkolnej komedii z wzruszającymi okruchami życia i wartką akcją. Ma świetną oprawę audiowizualną i choć czasem wydaje się, że czegoś w nim może zabrakło, to stanowi świetną rozrywkę z drugim dnem i mądrym morałem.
zgrabne połączenie komedii i okruchów życia
koncepcja świata
muzyka