Akt I
Wchodzisz na scenę, jesteś głównym bohaterem. Kurtyna idzie w górę.
Umierasz.
Rozpoczynasz przygodę z Death Parade. Dzielisz los postaci przedstawionych w pierwszym epizodzie. Budzisz się w windzie i nic nie pamiętasz. Twoim oczom ukazuje się bar, a za ladą tajemniczy mężczyzna o imieniu Decim. Quindecim to nazwa miejsca, w którym obecnie się znajdujesz. Na siedzeniu obok spostrzegasz drugą osobę, równie zagubioną co ty. Do tego konkretnego baru zawsze trafia się dwójkami, z drobnymi wyjątkami. Otrzymujecie od Decima propozycję nie do odrzucenia – zagrać w grę wylosowaną przez ruletkę, a na szali będą wasze życia. Próby ucieczki nie zdadzą się na nic, choć wielu próbowało to nie ma innego wyjścia. Losujecie grę (bilard, kręgle, rzutki itd.), a w trakcie rozgrywki, zarówno ty jak i twój przeciwnik, zaczynacie przypominać sobie kim jesteście i jak tam trafiliście.
Przypominacie sobie, że umarliście.
Czy dzięki wygranej otrzymacie wieczne zbawienie, a przegrana sprowadzi na was piekło nieskończonej pustki? Decim nie zaprzecza, ale nie wyjaśni też reguł do końca. Pełni on bowiem rolę arbitra i mając wgląd w wasze życiorysy, oraz obserwując zachowanie w obliczu czyhającego potępienia, postanowi co z wami będzie.
Ludzka natura jest skomplikowana, czy arbiter nie posiadający uczuć jest odpowiednią osobą do osądzania istot czujących? Wiele pytań tego typu narzuca się podczas seansu Death Parade. A jak my byśmy się zachowali w podobnej sytuacji. Wszak już byśmy nie żyli (nie mielibyśmy przez to nic do stracenia?), a Decim skrywałby przed nami wiele tajemnic. Tak naprawdę… kto stwierdził, że może być tylko jeden zwycięzca i jeden przegrany?
Poznajemy jeszcze innych arbitrów, oraz ich przełożonych. To skomplikowany system operujący duszami zmarłych na całym świecie. Nie ma tu podziału na pochodzenie, majątek, wykształcenie, czy rasę. Do Quindecim trafia się dwójkami, gdyż zawsze dotyczy to osób, które umarły w tym samym momencie. Interesujący wyjątek pewna młoda kobieta o kruczoczarnych włosach, która jest człowiekiem, a jednak Decim postanawia jej nie osądzać. Co więcej, prosi ją by pomogła mu w jego pracy. Jej losy obserwujemy wraz z kolejnymi epizodami serii.
Akt II
Danse Macabre.
Intro Death Parade wywołało ogromne zaskoczenie wśród widowni. Taneczne układy i żwawa muzyka zupełnie nie pasują do klimatu panującego w anime. Skąd ten kontrast? Obejrzyjmy najpierw sam opening.
Powyższe wideo to nic innego jak znana od dawna forma Danse Macabre. Jak pisze Marek Żukow-Karczewski w „Życiu Literackim” - Z francuskiego Taniec śmierci "to alegoryczny taniec, którego przedstawianie rozwinęło się w kulturze późnego średniowiecza (XIV i XV wiek), korowód ludzi wszystkich stanów z kościotrupem na czele, wyrażający równość wszystkich ludzi w obliczu śmierci”.
W openingu nie brakuje tańczących arbitrów jak i osób sądzonych. Wszyscy wspólnie się bawią, jak równy z równym.
Akt III
Widzisz Sensei, nadal potrafimy namieszać im w głowach, tak jak nam pokazałeś.
W 2010 roku zmarł Satoshi Kon, jeden z animatorów studia Madhouse odpowiedzialnego za Death Parade. Był twórcą między innymi filmów Perfect Blue i Paprika. Satoshi od zawsze lubił w swoich dziełach bawić się ludzką psychiką. Jednym z takich wyrazów była krótka seria anime Paranoia Agent, wyemitowana w 2004 roku. Od razu można dostrzec podobieństwo między openingami.
Nie chcąc streszczać całej fabuły – postacie występujące w powyższym wideo ukazane są w specyficzny sposób, niezależnie od tego gdzie się znajdują ciągle się śmieją, niemal paranoicznie tak jakby ich los w ogóle nie miał dla nich znaczenia. W Death Parade bohaterowie, którzy trafili przed oblicze Decima często doświadczyli czegoś złego za życia, śmierć była dla nich ulgą lub karą. W Paranoia Agent postacie również przeżywają momenty, gdy targnięcie na własne życie lub przypadkowa jego utrata byłyby zbawieniem. Czy po śmierci w Paranoia Agent trafilibyśmy do „czyśćca” w Death Parade? To tylko spekulacje, a raczej ciekawe nawiązanie. Yuzuru Tachikawa, autor Death Parade, jest młodym animatorem i to mało prawdopodobne, że o taki rodzaj relacji mu chodziło. Nie zmienia to jednak faktu, że dzięki jego osobie studio Madhouse, nawet po utracie geniuszu Satoshiego Kona, potrafi stworzyć anime, które będzie wymagało od widza myślenia i pozostawi go w kontemplacji na długi czas.
Kurtyna opadła. Koniec przedstawienia.
Seans z Death Parade czeka.
Po obejrzeniu zakończenia postawmy sobie pytanie, czy powitalibyśmy werdykt Decima z uśmiechem na ustach? Czy nasze dotychczasowe życie i wybory jakich dokonaliśmy gwarantują nam jazdę windą ku „górze”?
Ciekawa tematyka
Dobra oprawa grafczna