W jednej z poprzednich recenzji pisałem, jak ogromnym uniwersum stał się świat Pokemonów.Sześć generacji, setki odcinków anime, 15 filmów pełnometrażowych… i oczywiście gry. Od planszowych, poprzez bijatyki do tych najważniejszych, Pokemonów typu RPG, od których wszystko się zaczęło. Warto na Pokemon X/Y spojrzeć właśnie przez pryzmat gry RPG, a nie kolejnej części sagi o „kieszonkowych potworach”.



W tej części trafiamy do regionu Kalos, który został wystylizowany na współczesną Francję (Wieża Eiffla, morskie kurorty). W trakcie gry trafimy na bardzo zróżnicowane miejscówki – miasta, porty rybackie, elektrownia, opuszczony hotel, jaskinie… Można by wymieniać bardzo długo, bo lokacji jest cała masa.

Fabuła opowiada o młodym chłopaku, który wyrusza w podróż po kraju by wypełnić Pokedex i zostać mistrzem Pokemon. W podróży towarzyszą mu przyjaciele, którzy służą mu dobrą radą, użyczają różnych przedmiotów i chętnie służą mu jako sparringpartnerzy. Niby sztampowe, niby dobrze znane, ale kilka zwrotów akcji (głównie związanych z Team Flare – tutejszym odpowiednikiem Zespołu R) powoduje, że fabuła wciąga na te 35-40 godzin, które są potrzebne do ukończenia gry.



Mechanika zabawy na pierwszy rzut oka może wydawać się skomplikowana, jest jednak dużo prostsza niż w innych grach RPG. Podczas podróży możemy walczyć zarówno z trenerami jak i z dzikimi Pokemonami.Ci pierwszi pozwolą zarobić nam trochę pieniędzy, natomiast stworki spotkane „w krzakach” możemy łapać za pomocą Pokeball’i i dodawać do swojej drużyny.



Podobnie jak w innych grach tego typu, nasi podopieczni po walce zdobywają punkty doświadczenia, które są zamieniane na poziomy. Pokemony wraz z kolejnym levelem zdobywają statystyki takie jak siła, obrona, zdrowie. Tym, co odróżnia Pokemony od innych gier z tej serii jest fakt, że każdy stworek może posiadać tylko 4 „czary” w danym momencie. Co więcej, danego ruchu możemy się nauczyć tylko w momencie „wbicia” lvl’a, trzeba więc się dobrze zastanowić, by nie zostawić Pokemona bez żadnego czaru atakującego.

System walki oparty jest o żywioły. Podobnie jak w Naruto, woda pokonuje ogień i tak dalej… Warto jednak wspomnieć, że w grze znajduje się 717 Pokemonów, dodano więc takie cechy, jak stal, ciemność, błyskawica czy… „Fairy”, który z braku lepszego odpowiednika można przetłumaczyć jako „biała magia”.



Dla tej gry ważnym elementem powinien być tzw. „end-game”, czyli aktywności, którym możemy się poddać po zakończeniu wątku fabularnego. Porwany sloganem „złap je wszystkie” zacząłem szukać Pokemonów legendarnych i tych, których nie złapałem. I zonk. Niektórych Pokemonów nie da się złapać wcale (np. Lugia), złapanie innych jest uzależnione od naszego pierwszego wyboru w grze (Zapdos, Articuno, Moltres), a inne możemy otrzymać tylko dzięki wymianie z innymi graczami (Squirtle, Charmander, Bulbazaur). Ratunkiem miało być Friendly Safari, gdzie można złapać Pokemony, które nie są dostępne nigdzie indziej na mapie. Problem w tym, że kolejne pola „krzaków” (bo tym tak naprawdę jest Friendly Safari) odblokowujemy dzięki… znajomym, dodanym jako Mii. W tym momencie mój zapał ostygł i odłożyłem pudełko z grą na parę tygodni.



Pokemon X/Y pozwala na kontakt z graczami z całego świata dzięki PSS (Player Search System). Na co pozwala to narzędzie? Na wymianę Pokemonów (dzięki czemu możemy dostać Mewtwo za Magikarpa), walkę, uruchomienie małych bonusów i... Koniec. Wszystko. Niby niewiele, ale co jeszcze można dodać do gry tego typu?

W tej odsłonie gry dodano też Mega Ewolucje. W pewnym momencie dostajemy specjalną bransoletkę, która reaguje z kamieniem, który możemy dać pokemonowi. Dzięki temu na czas walki nasz stworek staje się potężniejszy lub ma dodatkowe umiejętności pasywne (np. zwiększone obrażenia od ognia). Problemem jest brak wyważenia tej nowości. Mega Ewolucje dają niezłego kopa pokemonom, natomiast ich koszt… jest zerowy. Game Freak powinno zastanowić się, czy nie ograniczyć tego elementu w następnej części do np. jednego użycia na 5 walk.



Pokemon X/Y nie ustrzegł się też wielu archaizmów, które mogą zniechęcać wielu graczy. Co prawda w tej części wszystkie Pokemony w drużynie dostają punkty doświadczenia za walkę, lecz denerwujący dźwięk przy próbie „wejścia” na ścianę, tylko jedno miejsce na zapis gry czy brak Quest loga niewątpliwie spowodują, że wielu nowych graczy odwróci się od Pokemonów. Brak lokalizacji nie pomaga, choć jest to problem wynikający raczej z dłuższego braku dystrybutora w naszym kraju.

Muzyka bywa infantylna, motyw bitewny po pewnym czasie staje się nużący, lecz może to być kwestia gustu. Ja grałem z wyłączonym dźwiękiem słuchając muzyki z telefonu. Warto wspomnieć, że są to pierwsze Pokemony, które wkroczyły w pełni w erę 3D, więc wszystkie modele stworków możemy sobie obracać i oglądać do woli. Walki dzięki temu wyglądają bardzo dobrze, wszelkie rozbłyski i ciosy cieszą oczy, problem jest tylko w… animacji. Ta bowiem często spada poniżej 20 FPSów, co gorsza, bez włączonego 3D.



Jako „typowy Polak” zwracam większą uwagę na wady niż na zalety, lecz nie zrozumcie mnie źle – Pokemon X/Y to prawdziwy cud-miód – i orzeszki, gra jest wciągająca, przywraca znnay syndrom „jeszcze jednej walki”. Zabawa w ewoluowanie stworków, przywiązywanie ich do siebie czy trening (dostępne w formie mini gier) są świetne i nie pozwalają się oderwać przez kilkadziesiąt godzin. Ja z pewnością do gry jeszcze wrócę, ale czy warto ją teraz kupować? Przez wzgląd na drobne błędy i tragiczne problemy z animacją – już nie. Warto poczekać do października, na Omega Ruby/Alpha Sapphire.