Idąc śladami zaprzyjaźnionych blogerów postanowiłem dziś napisać kilka słów o letnim sezonie anime. Tekst piszę w oparciu o moje wcześniejsze plany (dla przypomnienia link). Zapraszam do lektury.


Kingdom
wstępna ocena: 6/10

Opis: W czasach, kiedy Chiny były pogrążone w wojnie, nazywanych później okresem Walczących Królestw (475-221 r. p.n.e.), żyją dwaj osieroceni chłopcy, Shin i Hyou. Marzą o dniu, w którym będą mogli sprawdzić się na polu bitwy. Pewnego razu Hyou zostaje zabrany na dwór przez ministra. W wyniku zamachu stanu na wpół żywy powraca do wioski, aby powierzyć Shinowi ważną misję.

Po czterech odcinkach tytuł ten przerósł moje oczekiwania. W prawdzie początek serii (zainicjowany prawie godzinnym odcinkiem) odstraszył mnie jakością efektów komputerowych. Słabość ta została jednak wyeliminowana w kolejnych epizodach. Na chwilę obecną powiedziałbym, że od strony audio-wizualnej Kingdom prezentuje się nie najgorzej. Problemem jest natomiast specyfika fabuły. Główni bohaterowie są nienaturalni w swoich zachowaniach i nie mówię w tym miejscu o wspomnianych mankamentach technicznych. Prezentowany typ humoru również nie jest przeznaczony dla każdego. Podobną sytuację mamy z dialogami, które przynajmniej w moim odczuciu uchodzą za sztuczne. Pociesza mnie natomiast realizm historii. Poniekąd z powodu moich zainteresowań wątki polityczne są dla mnie nie lada atrakcją (zwłaszcza te udane). Bieżącą akcję trudno nazwać dynamiczną, ale akurat ten tytuł może sobie na taki komfort pozwolić. Mimo zbędnych scen w jakiś sposób seria nie męczy odbiorcy. Każdy z odcinków oglądałem z zainteresowaniem. Myślę, że efekt ten byłby znacznie lepszy, gdyby anime obfitowało w sceny walki - jest ich zdecydowanie za mało jak na ten typ produkcji. Ł»ywię cichą nadzieję, że sytuacja ulegnie zmianom, ponieważ od tego będzie zależeć, czy 38-odcinkowy serial okaże się mordęgą czy wręcz przeciwnie - tytułem wartym poświęconego czasu.


Chouyaku Hyakuninisshu: Uta Koi
wstępna ocena: 6/10

Opis: Interpretacja Hyakunin Isshu, zbioru wierszy napisanych między VII, a XIII wiekiem w Japonii. Zbiór ten składa się ze stu wyselekcjonowanych erotyków powstałych spod pióra stu różnych pisarzy. Zawiera on między innymi ''Powieść o księciu Promienistym'' autorstwa Shikibu Murasaki. Zbiór Hyakunin Isshu jest uważany za jedno z ważniejszych osiągnięć literatury japońskiej i włączony w kraju do szkolnej listy lektur.

Tytuł mnie zaskoczył, jednak ciężko mi mówić o odczuciach negatywnych lub pozytywnych. Wszystko za sprawą realiów fabuły, które są obrócone o 180 stopni względem moich oczekiwań. Czytając opis anime sądziłem, że będziemy mieli do czynienia z gatunkiem skierowanym do nisz. W końcu Uta Koi traktuje o japońskiej literaturze, która jest dla kraju pewnego rodzaju sacrum. W tym przypadku doszło jednak do luźniejszego potraktowania tematyki, aby główny motyw poezji miłosnej był przyswajalny nawet dla młodszych widzów. W efekcie mamy niestroniące od humoru odcinki jedno-wątkowe. Przypuszczam, że każdy z nich będzie poruszał osobną historię, której bohaterem będzie autor wiersza ze zbioru Hyakunin Isshu. Pierwszy odcinek wzbudził moją sympatię, być może właśnie z powodu przystępnej historii. Warto również wspomnieć o wyróżniającej się grafice oraz muzyce, która ładnie komponuje się z opowiadaną historią. Komu mógłbym ten tytuł polecić? Myślę, że profil anime najbardziej odpowiadałby nastolatkom, ale polecam go wszystkim, którzy są głodni niewymagającego, ale przyjemnego romansu.


Natsuyuki Rendezvous
wstępna ocena: 7+/10

Opis: Hazuki kocha się bez opamiętania w swojej pracodawczyni, właścicielce kwiaciarni o imieniu Rokka. Jego ambitne plany krzyżuje odkrycie, że w sklepie mieszka duch jej zmarłego męża.

Mimo wątpliwości postanowiłem zobaczyć ten tytuł (zwłaszcza po wysoko ocenionym innym josei, Sakamichi no Apollon). Nie mam czego żałować, ponieważ przy stanie dwóch odcinków jest to prawdopodobnie najbardziej ambitna produkcja tego sezonu. Czy najlepsza? Trudno jednoznacznie stwierdzić na tak niskim poziomie rozwoju fabuły. Natsuyuki Rendezvous zasługuje na kredyt zaufania oraz pochwały, zwłaszcza za niebanalne postacie pierwszoplanowe i przejrzystą historię. To co bardzo spodobało mi się w produkcji to powstrzymanie się twórców anime od oceny etycznej postępowania bohaterów, chociaż mamy do czynienia z naprawdę zawiłą problematyką śmierci bliskiej osoby. Można więc powiedzieć, że jest to biały kruk na bezkresnym niebie tytułów narzucających nam interpretacje i wymuszających określony tor myślenia tudzież reakcji. Wiele osób może potknąć się w spojrzeniu na te anime o prostą i niepociągającą kreskę. W mojej osobistej ocenie nie jest ona taka zła zwłaszcza, kiedy uwagę od niej odciąga bieżąca akcja. Dojrzalszy romans, specyficzny humor i wątek fantasy. Niepozorny kociołek z wybuchową zawartością, a może okazały bukiet z niepozornych kwiatów? Interpretację zostawiam wam. Nawiasem mówiąc, rozpływam się oglądając opening.


Oda Nobuna no Yabou
wstępna ocena: 5/10

Opis: Historia ucznia szkoły średniej, Yoshiharu Sagary, który przenosi się do japońskiej ery Sengoku. Wyjątkiem wśród znanych wojowników epoki jest pewna kobieta. Oda Nobuna pragnie zostać najsilniejszym wojownikiem swoich czasów. Kiedy dziewczyna spotyka na swej drodze Yoshiharu, przygarnia go pod skrzydła i nadaje mu przydomek ''Monkey''.

Okres Sengoku jest w ostatnich latach bardzo eksploatowany przez producentów anime. Nie mogę za bardzo zrozumieć tego fenomenu z racji tego, że nie znam udanego tytułu nawiązującego do tych czasów. W tę regułę zdaje się wpisywać opisywana Oda Nobuna no Yabou. Z pewnością nie jest to najgorsza produkcja tego typu (chociażby z powodu nieprzeciętnej oprawy graficznej). Spornym atutem możemy nazwać dynamikę pierwszego odcinka. Z jednej strony akcja anime toczy się tak szybko, że tracimy poczucie czasu i w jednej chwili zbliżamy się do końca seansu. Z drugiej natomiast już od pierwszej sekundy zostaliśmy wrzuceni w wir walki nie poznając szczegółów, w jaki sposób główny bohater przeniósł się kilka wieków wstecz. Nawiasem mówiąc, nagminnie recytowana historia przez naszego licealistę irytuje swoją wątpliwością. Profanacja własnej kultury jest chyba wpisana w naturę japońskich przyjaciół, ponieważ sam pomysł ukazania zasłużonych dla Japonii bohaterów, jako ślicznych i o wątłej budowie dziewczynek, nie ma racji bytu. Strona fabularna to zdecydowanie pięta achillesowa produkcji. Lepiej prezentuje się wykonanie techniczne, chociaż należy podkreślić, że tylko pod względem niebanalnego konceptu postaci oraz pozostałej części szaty graficznej. Ścieżka dźwiękowa jest monotonna i sprowadza się jedynie do motywu przewodniego, który mogliśmy usłyszeć w zwiastunie do serii. Tym sposobem Oda Nobuna no Yabou idealnie wpisuje się w dzisiejsze produkcje studia MADHouse, którego kolejne wyroby mają coraz to gorszy smak.


Sword Art Online
wstępna ocena: 6/10

Opis: Akcja kręci się wokół chłopca o imieniu Kazuto, który wkracza do świata gry MMORPG o tytule ''Sword Art Online''. Zabawa kończy się, kiedy zalogowani zostają uwięzieni w grze. Utrata życia w wirtualnym świecie jest równoznaczna ze śmiercią w rzeczywistości.

Przyznam, że wiązałem z tym tytułem duże nadzieje. Sword Art Online okazał się zbawienną ucieczką od słabego sezonu, chociaż całkiem niepotrzebnie, ponieważ lato zaprezentowało się nie najgorszej. Jednocześnie obawiałem się, że będzie to równie mierna adaptacja noweli Rekiego Kawahary, co wiosenny Accel World. Ostatecznie tylko on mnie zawiódł. Pierwszy epizod serii bardzo mnie wciągnął i myślę, że będzie to jedna z nielicznych letnich produkcji, których odcinków będę wyczekiwał z niecierpliwością. Świat gracza MMORPG jest mi dobrze znany, dlatego przyjaźnie podchodzę do produkcji poruszających tę tematykę. Dodatkowo mamy do czynienia z gatunkiem fantasy, który wydaje mi się być elastyczną bazą pod gry komputerowe. Te racjonalne połączenie zaowocowało w pełną różnorodności fabułę, która na każdym kroku będzie nas zaskakiwać nowymi smakami. Ogólne założenia historii trącą banałem, jednak nie wymagam oryginalności od czysto-rozrywkowego tytułu akcji, jakim bez wątpienia jest Sword Art Online. Duży popis swojego kunsztu daje natomiast pełna werwy muzyka, która zapadnie nam w pamięci przez imponujący początek w anime. Tytuł ten będzie jedną z mocniejszych produkcji tego sezonu i zapewne najpopularniejszą z racji szerokiego spektrum odbiorców. Myślę, że nikt nie straci zabierając się za tę pozycję.


Rinne no Lagrange 2
wstępna ocena: 5/10

Opis: Sequel serialu Rinne no Lagrange. Madoka jest przewodniczącą szkolnego klubu ''Koszulkowców''. Pewnego dnia, za sprawą tajemniczej dziewczyny o imieniu Lan, energiczna dziewczyna zasiada za sterami robota ''Vox'' i broni rodzinnego miasta przed najeźdźcami z kosmosu. Z czasem do duetu dołącza trzecia dziewczyna, Muginami, którą jednak poróżniają cele z Lan.

Sequel dorównał swojemu poprzednikowi, chociaż nie miał ciężko - wystarczyło sięgnąć dna. Od strony technicznej anime jest konsekwentną kontynuacją pierwszego sezonu, dlatego powstrzymam się w tym miejscu od dalszych wywodów na ten temat. Pierwszy odcinek niczym mnie nie zaskoczył. Zawiodą się osoby, które oczekiwały wejścia tego anime z przytupem. W prawdzie mamy do czynienia z batalistycznymi scenami, ale wpisują się one w ogólny schemat produkcji. Na chwilę obecną nie pojawili się również nowi bohaterowie (czego nie wykluczam w przyszłości). Po cichu wierzę, że rozpoczynający serię epizod jest małym potknięciem i akcja w anime nieznacznie się poprawi. Jeśli przyjmiemy, że będzie to ostatni sezon Rinne no Lagrange, to możemy spodziewać się efektownego rozwiązania historii. Tym sposobem nie skreślam tego tytułu, chociaż uprzedzę osoby z nim niezaznajomione - nie oglądałeś, nie oglądaj.