Po pierwsze kolejka
Muszę nadmienić, że był to mój pierwszy koncert, więc możliwe, że niektóre zachowania, rzeczy, które są jak najbardziej normalne i oczywiste dla innych, były dla mnie nowe, dziwne - a przede wszystkim pierwsze. Kiedy dowiedziałam się kilka dni przed koncertem, że będzie rozdawane coś takiego jak „numerki kolejkowe”, byłam bardzo negatywnie nastawiona. Po czasie jednak muszę przyznać, że ma to sens.
Autobus z Katowic do Warszawy był na miejscu około godziny 4:30. Najłatwiejszy dla nas środek transportu, czyli metro, działa dopiero od godziny 5, więc postanowiłyśmy z koleżankami, że znajdziemy coś innego. I w taki oto sposób w mniej niż pół godziny później stałyśmy już w kolejce. Byłam zdziwiona, ponieważ przed nami było maksymalnie 50 osób, co jak później się okazało było tylko pozorami. Od razu tym, którzy nie byli jeszcze na tego typu koncertach a wybierają się – serdecznie polecam zabierać ze sobą koce. Sama nie wzięłam, a szkoda, bo by się przydały zarówno w autobusie, gdzie była włączona klimatyzacja, co by się ludzie się nie zgrzali, jak i podczas stania na mrozie. Trampki też nie były moim najlepszym wyborem.
Wracając do tematu numerków - okazało się, że pierwsze rozdanie było około godziny trzeciej nad ranem, ponieważ pierwsze osoby (jak mi doniesiono) stały już od 10 rano w środę, a o 3 w czwartek było ich już 160. Ludzie byli zbulwersowani, bo gdyby ich powiadomiono wcześniej o rozdaniu o 3, to przyszliby o tej godzinie po swój numerek. Z jednej strony to jest zrozumiałe, z drugiej jednak rozumiem Staff, który dla spokoju wolał rozdać już numerki, co i tak nie nic nie zmieniło, bo przecież były wcześniej niż inni.
Okazało się, że przyszłyśmy w dobrym momencie, ponieważ już w niecałą godzinę tych osób zebrało się kilkakrotnie więcej. Po rozdaniu numerków wszyscy z ulgą rozeszli się. Życie uratowały nam dziewczyny poznane w kolejce, które mieszkały dwie minuty od Palladium i przygarnęły nas do siebie. Zjadłyśmy śniadanie i ruszyłyśmy na kolejny „check up”. Jako jedyna miałam z nich earlyentrance, więc rozdzieliłyśmy się.
Wzdłuż Pasażu Wiecha powstały 2 kolejki - kolejka general ciągnęła przez cały pasaż się aż do przejścia podziemnego. Zostaliśmy poinformowani, że sprawdzanie numerków o godzinie 12 zostało odwołane, a kolejne jest o 15:30. W międzyczasie każdy udał się w swoja stronę. Rozmawiając później z ludźmi w kolejce dowiedziałam się, że zdecydowana większość postanowiła nie marnować czasu i pozwiedzać miasto. Przez ciągle zwiększającą się liczbę oczekujących musiałyśmy się przygotować psychicznie na to, że prawdopodobnie nie zdążymy wejść punktualnie na koncert, chociaż zaczynał się o 19. Znowu nas rozdzielono na dwie części (jeszcze było zamieszanie w sprawie VIPów z ich opaskami). Ten dzień głównie minął w kolejkach. Ale tutaj muszę przyznać, że gdyby nie, numerki to byłoby jeszcze gorzej. One dawały nam przynajmniej te kilka godzin na jedzenie, ogrzanie i ogólne ogarnięcie się.
Na koncercie
Wpuszczono nas bardzo wcześnie - aż 1,5h przed koncertem. Jakimś cudem, kiedy przyszłam, okazało się, że wszyscy wolą się tłoczyć na środku w rzędach od 1 do (na oko) 10, a ja stanęłam sobie po lewej stronie w drugim, z którego miałam idealny widok, bo nie zasłaniały mi głośniki, a dziewczyny przede mną było dość niskie. Do tego momentu nie czułam atmosfery koncertu, pewnie przez nerwowych i zmarzniętych ludzi, jednakże kiedy tylko się weszło i zobaczyło scenę, a za tobą robiło się coraz tłoczniej i cieplej, powoli zaczynało się to „coś” czuć. Podejrzewam, że to dość częste na koncertach, ale bardzo mi się podobało i wywarło to na mnie wrażenie - kiedy leciały piosenki przed wyjściem zespołu na scenę, wszyscy fani zaczęli śpiewać (najczęściej tylko te angielskie wstawki, ale to zawsze coś). I w ten sposób minęło półtora godziny. Około 15000 osób znajdowało się już w środku, czekając na swych idoli. Robiło się coraz ciaśniej i ciaśniej, nie byłam w stanie nawet już wyciągnąć telefonu z kieszeni swetra. Wyszła jeszcze do nas kobieta ze Staffu zapowiedzieć, że zaraz zacznie się koncert, mamy głośno powitać zespół i przekazała nam jeszcze kilka informacji. Zaczęło się odliczanie. I, nagle, na ekranie pojawił się filmik przedstawiający kolejno członków. Usta potwornego klauna na ekranie zaczęły się śmiać, usłyszeliśmy piosenkę Verygood.
Zaczęło się. Całe masy fanów zaczęły napierać na pierwsze rzędy. To było czyste szaleństwo. Kiedy Block B wszedł na scenę, fanki zaczęły piszczeć z taką częstotliwością, że aż raniło uszy. Ludzie działali jak w amoku, ogłupieni muzyką. Zaczęli podskakiwać. Nie miałam innego wyboru jak podskakiwać z nimi, kilka osób mnie podeptało już w pierwszych minutach imprezy. Nagle poczułam, jakby fala zagarniała mnie z prawej strony i cały tłum ludzi przemieścił się właśnie w prawo, potem w drugą stronę. Naprawdę nie wiedziałam, co się przez chwilę dzieje. Piosenka się skończyła, a członkowie zaczęli się przedstawiać i mówić o Polsce. Okazało się, że jakaś dziewczyna omdlała, inni fani jak i ochrona ruszyli na ratunek. Z tego, co mi wiadomo, omdlały jeszcze 3 inne osoby. Artyści byli za każdym razem bardzo tym przejęci. Poproszono fanów o krok w tył, jednak ja nie poczułam, żeby było choć trochę więcej przestrzeni, jednak, co trzeba przyznać przy kolejnych piosenkach już nie było tak źle ze stratowaniem mnie i (mam nadzieję) innych. W kolejnej przerwie między piosenkami były pytania i zadania. Byłam zaskoczona, ponieważ ze wszystkich zadań, jakie wysłałyśmy z koleżanką, niezrealizowane były może ze dwa. Ach ta jednomyślność! Na naszej liście nie było np. tanga w wykonaniu Taeila oraz Bbomb, czego swoją drogą tangiem bym nie nazwała.
Na scenę do jednego utworu zostały zaproszone dziewczyny, które zaprosiły najwięcej ludzi do „zrobienia” koncertu na stronie MyMusicTaste. To dzięki nim było możliwe zobaczenie idoli na scenie, więc nagroda jak najbardziej zasłużona. Były bardzo wzruszone (kto by nie był) i dostały po czerwonej róży. Przy jednej z piosenek zostały wzniesione banery (które zamówić i odebrać można było wcześniej). W zasadzie to nie bardzo wiem, co było na nich napisane, ponieważ koreańskim jeszcze nie władam, a po drugiej stronie był inny napis i wizerunek pszczółki, który z kolei wznosiliśmy do zdjęcia grupowego.
Co mnie jeszcze może nie tyle zdziwiło, co wywarło na mnie wrażenie (niekoniecznie pozytywnie) – spocone ręczniki chłopców. Po rzuceniu pierwszego ręcznika publiczność domagała się wszystkich, słyszałam jak inni wokół mnie mówią „sknera”, „po co mu ten ręcznik, mógłby go rzucić” i wyciągają ręce, dając im znak. W momencie, kiedy jakiś został wyrzucony w stronę publiczności, znowu ludzie zamieniali się w zwierzęta. W pewnej chwili jeden z ręczników przeleciał 10-15cm od mojej ręki wyciągniętej w górę z lightstickiem. Przez chwile nawet się zastanawiałam, czy by go nie złapać, ale po zadaniu sobie pytania „co byś z nim zrobiła?” zrezygnowałam. Jak się również później dowiedziałam od innych, bywa, że są one oprawiane np. w ramę. W sprawie lightsticków - nie widziałam tego osobiście, ale jeden z nich został wyrzucony na scenę. Czy specjalnie, czy przez przypadek, nie wiem, jednak nie zmienia to faktu, że coś się chłopcom mogło stać. Ostatnią piosenką, jaką zagrali, było również Verygood ale w wersji rockowej. Była taką dawką ostatniej energii dla fanów.
I już?
Koncert w porównaniu do całego tego czekania przed wydawał się mignięciem oka. Ledwo się zaczęło, a już się skończyło. No cóż, nic nie trwa wiecznie. Pożegnali się ładnie, zaprosili na fansign, na który niestety nie było mnie stać. Po wyjściu z sali moim oczom ukazał się kolejny niecodzienny widok. Prawie wszyscy, których mijałam, płakali. Byli tak bardzo wzruszeni.
Po spotkaniu fani ruszyli i ustawili się po dwóch stronach od wejścia, aby grzecznie (przynajmniej w założeniu) pożegnać zespół i podziękować za danie nam tej chwili oderwania się od rzeczywistości. Czas mijał, a oni nie wychodzili. Nagle ktoś z tyłu krzyknął, że chłopcy wsiadają do taksówki. No cóż, bywa. Pytaniem, jakie mnie trapiło po tym incydencie było to, czy oni po prostu już mieli dość i chcieli spokoju, bo byli bardzo zmęczeni i na ile niegrzeczne to było z ich strony, skoro wszyscy chcieli tylko się ładnie pożegnać. Dowiedziałam się również, że to się często zdarza, więc szybko przestało mi zawracać głowę.
Na autobus powrotny czekałyśmy 2 godziny, wymieniałyśmy się wrażeniami. Było nam bardzo zimno, ale byłyśmy szczęśliwe. Pełne dobrych wspomnień po koncercie i nawiązaniu nowych znajomości wróciłyśmy usatysfakcjonowane do domu.
wiq88