Po raz pierwszy fani anime, mangi i kultury azjatyckiej mogli wspólnie bawić się na stadionie. Dobrze czytacie, konwent odbył się na Stadionie Wrocław, co więcej, dzień przed wydarzeniem miał miejsce mecz piłkarski. Niestety, a może stety, konwentowicze mieli wstęp tylko do części konferencyjnej, więc odbyło się bez biegania po murawie.

 

Zanim przejdę do opisywania samego konwentu, warto przedstawić miejsce gdzie odbywał się tegoroczny Love. O ile stwierdzenie „konwent na stadionie” może brzmieć dla niektórych dość abstrakcyjnie, nie należy się śmiać. Do użytku konwentowiczom zostały oddane w pełni wyposażone sale na kilku piętrach. Miejsca było naprawdę sporo. Nie zabrakło także sceny, na której odbył się pokaz cosplay oraz koncert japońskiego wykonawcy HITT, ale o tym nieco później.

 

Ze względu na mecz, nawet osoby, które miały kilka godzin do Wrocławia nie mogły przyjechać dzień wcześniej. To zapewne zaważyło na przyjeździe drobnej części młodszych konwentowiczów – widziałem na facebookowym wydarzeniu, że były osoby chcące odsprzedać bilet. Warto wspomnieć, że organizatorzy podali informacje o miejscu jak i braku noclegów z piątku na sobotę, dopiero tydzień przed konwentem. Stadion znajdował się na końcu miasta więc w okolicy było naprawdę mało sklepów, mało… czegokolwiek. To nie wróżyło dobrze na resztę weekendu.

 

 

Zaczynamy konwent - sobota rano. Od razu rzuciła mi się w oczy krótka kolejka, stadion miał wiele kas więc natłok konwentowiczów został bardzo szybko rozładowany. To ogromny plus, nikt chyba nie lubi stać godzinami w kolej konie (chociaż znam takich, którzy lubią). Udałem się na 3 pięto do sali Anime24, w której wraz z resztą ekipy prowadziliśmy przez cały konwent przeróżne atrakcje. Żebym nie zapomniał, pozdrawiam wszystkich, którzy chociaż na moment zatrzymali się na jednym z naszych konkursów lub paneli. Osobiście swoje rzeczy zostawiłem właśnie w naszej sali, ale do dyspozycji pozostałych uczestników Love oddany został oddzielny sleeproom. Jedni twierdzili, że jest w nim zimno, inni że w sam raz, nie mi oceniać. Po przejrzeniu planu atrakcji postanowiłem powłóczyć się chwilę między stoiskami. Jak zwykle na konwentach organizowanych przez miohi, nie zabrakło sklepów z mangami (w tym wydawnictw np. Kotori), słodyczami, bluzkami i innymi przeróżnymi gadżetami prosto z Japonii. Nie zabrakło także Maginarium, z którym całkiem niedawno nawiązaliśmy współpracę. Wspomniałem, że w okolicy stadionu nie było sklepu – to niezupełnie prawda, był jeden mały, oraz pizzeria, a dalej nawet Lidl (do którego udałem się w niedzielę rano). Warto wspomnieć, że na samym conplace (stadionie) można było zakupić coś do jedzenia i picia, więc jakoś szło przeżyć przez te niecałe dwie doby.

 

Godziny mijały nieubłaganie, aż nagle idąc chyba milionowy raz schodami z 2 na 3 piętro usłyszałem piski i głośną muzykę. Oczywiście trwał koncert przybyłego prosto z Japonii wykonawcy o pseudonimie HITT. Scena było ulokowana w bardzo dobrym miejscu. Stojąc na półpiętrze lub nawet na oszklonych schodach było doskonale widać co się na niej dzieje. Przystanąłem na chwilę aby posłuchać, ale jako że to nie moje klimaty ruszyłem dalej przed siebie. Chwilę później na piętrze ze sceną (pierwsze bodajże) zaczęło robić się coraz bardziej tłoczno. Zbliżał się pokaz Cosplay. Przez cały czas trwania konwentu widziałem na korytarzach całą masę osób przebranych za przeróżne postacie, więc byłem odrobinę ciekaw co zostanie zaprezentowane już na samym pokazie. Wraz ze znajomymi pożyczyliśmy takie fajne wysokie siedzenia i w znacznej odległości od sceny zaczęliśmy obserwować kolejne scenki i występy solowe. Pomijając to, że jak zwykle Cosplay się opóźnił to trwał on już dobre 2 godziny (ostatecznie trzy) i zacząłem być coraz bardziej zmęczony. Chyba nie tylko ja, bo ludzie zaczęli powoli wychodzić. Dawno nie widziałem, aby pokaz Cosplay trwał tak długo. Pomijając to, stroje i scenki były naprawdę interesujące. W kategorii pokazów grupowych zwyciężyła ekipa z One Punch Mana, czyli serii, która od kilku miesięcy jest  na ustach wszystkich w fandomie mangi i anime.

 

Minęła północ, ale to nic nie znaczy! Konwent trwał nadal, atrakcje trwały nadal, ja byłem coraz bardziej zmęczony. O 10 rano w niedzielę wraz z  Sadako prowadziłem panel o romansach, więc musiałem się przynajmniej chwilę zdrzemnąć żeby mieć energię (to, że ta chwila przemieniła się w kilka godzin to cii…). W nocy miały miejsce bardziej spokojnie atrakcje, nie wymagające dużej koncentracji (jak np. konkursy), więc odbywały się Larpy (hejo Sadako), kilkugodzinne panele o tasiemcach (pozdrawiam Duo) i tym podobne.

Niedziela rano. Zazwyczaj jak to na konwentach bywa, ludzie zaczynają rozjeżdżać się do domów, na Love było podobnie. Choć nie wróżyło to dobrze niedzielnym atrakcjom, spostrzegłem, że frekwencja wcale nie zmalała. Wybiła nieszczęsna 10:00 i mieliśmy zacząć nasz panel. Sala pusta więc rozmawiamy ze znajomymi, aż nagle bum! Wszystkie miejsca zajęte i ruszyła dyskusja. Kto by się spodziewał. Przed 13 miałem pociąg powrotny więc po skończeniu panelu zacząłem powoli się zbierać. Powrót na PKP ze stadionu nie był prosty, tzn. był jeśli znalazło się przystanek i pamiętało o tym, że przed  nami 30-minutowa jazda z końca Wrocławia do centrum.

 

Co mi się podobało w tegorocznej edycji Love. Z pewnością sprawne rozładowanie kolejki, interesujący budynek pod konwent, mnóstwo strojów i pokaz Cosplay (mimo że był długi to wypadł całkiem dobrze).

 

Co mi się nie podobało? Pustkowie wokół terenu konwentu. To paradoks, bo sam budynek był dobry, ale znajdował się na odludziu. Do tego brak planszówek. Wiele atrakcji było interesujących, jednak ten drobny element gdzieś tam umknął mniej lub bardziej niezauważony. Ale największy minus Love 2016 dostaje za brak klimatu walentynkowego. To od zawsze były konwenty związane ze świętem zakochanych, jednak w tym roku nie było tego widać ani trochę.

 

Jedni bawili się dobrze, inni mniej. Dla mnie Love był w porządku. Za rok pewnie znowu wpadnę.

 

Link do wydarzenia: Link

Link do strony internetowej: Link