Jak to bywa na początku - nie obyło się bez kolejkonu...Nadzieja umiera ostatnia i tym razem również wierzyłam, że po przyjeździe do Krakowa nie zastanę dłuuuugiej kolejki do akredytacji. Nadzieja umarła, ale.. Na szczęście znalazły się dwie bardzo miłe dziewczyny, które poinformowały kilka osób stojących w kolejce w tym mnie, że akredytacja prowadzona jest również w sleepach i UWAGA - Nie ma tam kolejki! Był tylko jeden kruczek. Sleepy były oddalalone od conplace-u o 2,5km. Ten drobny fakt uważam osobiście za największy minus tego konwentu. Oczywiście organizatorzy zapewnili konwentowiczom bezpłatny autobus kursujący pomiędzy głównym budynkiem a sleepem. Niestety autobus ten przejeżdzał trasę tylko rano oraz od godziny 22, więc nie obyło się bez  spacerków. Miało również to swój plus, ponieważ w trakcie takiej wycieczki pomiędzy sleepem, a conplace-em można było poznać kogoś nowego i odbyć z nim długaśną rozmowę. Dużym plusem było ulokowanie konwentu bisko galerii handlowej M1. Umożliwiało to łatwe zrobienie zakupów i zjedzenie czegoś poza conplace-em.

Atrakcje - było ich naprawdę sporo. Każdy mógł znaleźć w informatorze coś dla siebie. Bardzo pomocne były ekrany znajdujące się przed każdą z sal i informujące ile czasu pozostało do końca panelu oraz o której zaczyna się kolejny. Wbrew pozorom nic wielkiego, ale naprawdę usprawniało to konwent. Osobiście byłam tylko na kilku panelach i były one naprawdę ciekawe! Niestety doszły mnie słuchy, że był bardzo duży rozstrzał jeżeli chodzi o poziom atrakcji, więc podejrzewam, że miałam duże szczęście trafiając na te właśnie, udane panele.

Na stoiskach można było kupić tonę przypinek, kubków, plakatów, zakładek do książek, podkładek i wiele gadżetów. Pomimo tego, jak dla mnie, brakowało świeżości w tym wszystkim. Może dlatego, że na konwenty jedżę już dość długo i rzadko coś mnie zaskakuje na stoiskach. W porównaniu na przykład do Pyrkonu, na którym byłam w marcu, brakowało mi stoisk z handmade-ami i prostego efektu WOW. Magnificon był idealny dla osób, które dopiero zaczynają swoją przygodę z konwentami, bo podstawowych otaku-gadżetów nie brakowało.

Debiut cosplay, Standard cosplay i Eurocosplay. Debiut cosplay jak sama nazwa mówi był przeznaczony dla wszystkich początkujących cosplayerów. Przebiegł pomyślnie i nie było poślizgu czasowego. Koszmar zaczął się później podczas Standard cosplay, który był opózniony o ponad 1,5h... Istnieją dwie wersję wydarzeń dlaczego tak się stało, ale bez względu na to która z nich jest prawdziwa wszystko na mainie uległo opóźnieniu. Co gorsza cosplay został przerwany w połowie, ponieważ jego czas zachodził na czas koncertu Rikki. Druga część Standard cosplay miała odbyć się po koncercie. Istny chaos. Na szczęście po koncercie wszystko zostało usprawnione. Zakończył się Standad Cosplay i bez przerwy technicznej wystartował Eurocosplay. Poziom był naprawdę wysoki, więc warto było czekać. Zwyciężył Zel COShorse, który znakomicie wczuł się w swoją postać Handsome Jack z gry Borderlands 2.

Drugi dzień konwentu to czas kiedy wszyscy zaczynają się pakować i rozjedżać. W niedzielę szybko robi się pusto i trzeba zacząć myśleć o powrocie do domu. Dlatego szkoda, że Magnificon nie trwał 3 dni. Konwent uważam za udany, ponieważ miałam możliwość spotkać się z przyjaciółmi, poznać nowe osoby i choć trochę nauczyć się Cosplay Crafting-u. Jeden dzień więcej byłby tym bardziej wyjątkowo wskazany, ponieważ konwent kosztował 50-60 zł. Poza tym smutno jest jechać na konwent, żeby zaraz musieć z niego wracać ;).

                                                                                                                                          ~Megane