Jako osoba, która na oglądanie anime nie poświęca tyle czasu co kiedyś, rozważniej wybieram umilające wolny czas tytuły, a co za tym idzie rzadko spoglądam w stronę sezonowych nowości. Skąd jednak bierze się ich popularność? Może oprócz wad oglądanie "sezonówek" ma jakieś zalety?

Co jest modne w tym sezonie?
To co nowe ma w sobie pewną tajemniczą i pociągającą moc. Tak po prostu. A im więcej osób ulegnie tej mocy, tym łatwiej samemu mimowolnie złapać się na haczyk wędki ciekawości czy też, nie owijając w bawełnę - owczego pędu. Bycie na bieżąco umożliwia nam jednak wzajemną wymianę wrażeń, co pozwala czerpać jeszcze więcej przyjemności ze śledzenia serii. Jeśli na przykład nadganiamy pierwszy sezon Naruto, to rozmawiając z osobą, która obejrzała go jakiś czas temu, różnica poziomu ekscytacji jest przynajmniej jak odległość między Warszawą a Tokio. Oglądając aktualnie wychodzącą serię, możemy stać się częścią "hype" wokół niej i wymieniać się dokładnymi wrażeniami - a myślę, że wszyscy (albo prawie każdy) lubią to robić. 


Sezonowe anime są dodatkowo lepiej dostępne - i to nawet nie w kontekście zalinkowanej rozpiski "aktualnie emitowanych" widniejącej tuż przed naszymi oczami. Im nowszy tytuł, tym większe prawdopodobieństwo wysokiej jakości, dobrych polskich napisów i istnienia pliku na serwerach. Chyba każdy uwierzy na słowo, że łatwiej obejrzeć najnowszy sezon Durarary!! w HD, niż Rewolucjonistkę Utenę w 480p. A jeśli już mowa o kolejnych sezonach... Jeśli komuś przypadł do gustu poprzedni, mało kto oprze się okazji, żeby chociaż nie zerknąć do pierwszego odcinka kolejnego, aktualnie emitowanego. Po którym czeka nas minimum tygodniowa, pełna oczekiwań przerwa.

Jak to powiedział niegdyś William Archer - "Dramat jest oczekiwaniem zmieszanym z niepewnością". To oczekiwanie, nierzadko będące przyczyną frustracji pt.: Jak mogli skończyć w takim momencie?!, często pozwala nam bardziej zatopić się w serii. Jeśli historia naprawdę nas wciągnie, całkiem prawdopodobne, że w trakcie czekania na kolejny epizod będziemy przeglądać kolejne obrazki/memy z postaciami, a w wolnej chwili poddawać się mimowolnym myślom o przyszłych wydarzeniach. Ta w pewnym sensie wymuszona przerwa może sprawić, że tytuł spędzi przyczepiony gdzieś z tyłu naszej głowy o wiele więcej czasu, tym samym bardziej na nas oddziałując.

Ostatnią sprawą jest to, że przeglądając rozpiski nadchodzącego/obecnego sezonu łatwiej jest po prostu podjąć wybór. Zwłaszcza jeśli TOP500 jest nam już zbyt dobrze znane, mała i pełna świeżości lista może być bardzo kusząca.

No ale jednak z drugiej strony...
Jak wspomniałam we wstępie, nie jestem osobą, która poświęca sporo czasu na seanse anime. Omijanie "sezonówek" jest zatem naturalną reakcją obronną przed stratą czasu na słabe tytuły. Teoretycznie już po pierwszych odcinkach pojawia się całe morze recenzji czy zajawek, które dość dobrze obrazują to, czego można spodziewać się po danej serii. Jednak pewnie wiele osób spotkało się z tym, że Japończycy potrafią porządnie zaskoczyć i to nie zawsze w tym pozytywnym znaczeniu. Rzadko jest to jakaś wielka tragedia, ale ci, którzy śledzili jakiś czas temu np. Gangstę mają prawo czuć spory niedosyt po końcówce. Kiedy damy serii zakończyć się, a emocje ostygną, oceny staną się bardziej zrównoważone i rzetelne. Może gwiazdko-rankingi na rozmaitych x portalach nie powinny być wyznacznikiem naszego (dobrego) gustu, jednak jeśli składają się na nią oceny setek ludzi, to może być coś na rzeczy. 

Oprócz ograniczenia tego oczywistego ryzyka, zaletą oglądania serii, które wyszły już w całości jest to, że możemy je oglądać kiedy chcemy w ilościach iście dowolnych. Nie ograniczają nas już żadne tygodniowe, czy nawet dłuższe (Kekkai Sensen...) przerwy, więc trudniej nam jest się wybić z rytmu. Zdarzają się też serie, które po prostu lepiej pochłonąć na raz ze względu na ich konstrukcję. A przy okazji nie tracimy czasu na oglądanie nawet kilkominutowych przypomnień pt.: w poprzednim odcinku. Nie musimy również silić się na przypominanie, czy tamta piąta dziewczyna z długimi włosami i dużymi oczami to była Sakura, Hikari, czy może starsza siostra którejś z nich.

Dodatkowo, co jest oczywistością oczywistą, zerkając na starsze tytuły mamy o wiele większy wybór w tym co chcemy obejrzeć z gatunków, które nas interesują. Czasem warto też zanurkować w klasyki (nawet jeśli straszą przedpotopową kreską). Choć obecnie nie są głównym tematem rozmów fanów, są takie tytuły, których wspomnienie na konwencie czy innym forum potrafi wzniecić prawdziwą dyskusję. Ich jakość merytoryczna czy nawet rozrywkowo-techniczna może być lepsza niż ta najnowszego ecchi, robionego na odwal się, bo przecież "ktoś to i tak obejrzy".

Czy warto zatem oglądać sezonówki? Najlepszą i najbardziej uniwersalną odpowiedzią będzie zdanie, które rozpoczęło cały ten felieton - Każdy ogląda to, co chce oglądać, nieważne czy sezonówka, czy nie. Warto jednak mieć świadomość tego, co zyskuje się i co traci w przypadku obu z tych wariantów.