„Proszę cię… o ty, nieznany czytelniku, w którego ręce trafił ten rękopis…”

 

Takimi słowami wita nas autor Hideouta’a, Masasumi Kakizaki, choć tak naprawdę należą one do głównego bohatera tej krótkiej historii. Seichi Kirishima, bo on nim właśnie mowa, nie różni się niczym od ciebie, czy ode mnie. Jest pisarzem, a jedyne co mu wystarczy do szczęścia to rodzina. Niestety jego małżeństwo przeżywa kryzys, by temu zapobiec udaje się wraz małżonką na wydawało się rajską wyspę. Mają nadzieję odbudować relacje między sobą, a przynajmniej tak sądziła jego żona, Miki.

 

Już na miejscu Seichi proponuje wycieczkę do wodospadu. Niefortunnie niebo spowijają chmury, a drogę utrudnia im rzęsiście padający deszcz. Kirishima zdradza żonie, że wyspa, na której się znajdują przed laty była miejscem masowych mordów. Ta jednak, uznaje to za jedną z miejscowych legend, mających na celu wystraszenie turystów, lub kolejną fantazję męża, który jakby nie było jest pisarzem. Seichi stwierdza, że zabrakło im paliwa i muszą pieszo poszukać pomocy (czytelnik po raz pierwszy ma okazję zaobserwować anormalność w zachowaniu głównego bohatera – bak nie był pusty). Okazuje się, że zapuszczenie się w głąb gęstego lasu było tylko pretekstem, Seichi zaplanował morderstwo swojej wybranki. Nie bez kozery ich związek miał się ku upadkowi, na wierzch wychodzą nowe fakty – para miała synka, który zmarł w dramatycznych okolicznościach. Stwierdzenie „rozpocząć od nowa” oznaczało zabójstwo Miki. Niestety jego plan zawodzi, a kobieta chowa się w pobliskiej jaskini. To, że Seichi za nią podążył okazało się największym błędem w jego życiu. Nie byli tam sami.

 

Do lektury Hideout’a zabrałem się wieczorem, uznałem, że to idealny czas kiedy powinno czytać się horrory, chciałem usilnie zbudować klimat. Jak się potem okazało moje starania nie były potrzebne. Pan Masasumi bardzo dobrze poradził sobie z „upchnięciem” całej historii w około 200 stronach, jednocześnie nadając całości niezbędną nutkę dramatyzmu, która nie pozwoliła mi się oderwać nawet na moment. Mangę czyta się dosłownie na jednym wdechu, od początku do końca bez przerwy – im więcej stron tym bardziej jesteśmy zaciekawieni dalszymi losami bohaterów. Samo zakończenie jest niczym wisienka na torcie, prezent dla czytelnika za pochłonięcie tego tomiku.

 

Ze względu na to, że jest to jednotomowiec rysunki są wykonane bardzo starannie, na samym początku dostajemy nawet parę kolorowych stron. Co się tyczy tłumaczenia, pan Dybała również stanął na wysokości powierzonego mu zadania - w oczy rzuciły mi się tylko dwa szczegóły. Przede wszystkim tytuły rozdziałów są po angielsku, być może to celowy zabieg nie wnikam. Co więcej, onomatopeja deszczu brzmi „DESZCZZZZZ” zamiast czegoś w rodzaju szumu, czy świstu,  jestem ciekaw, czy w oryginalnej wersji wyglądało to podobnie – jeśli tak to zwracam honor.

 

Ze względu na tematykę tytuł przeznaczony jest dla osób powyżej 16 roku życia. Dramatyzm i horror w 220-stronicowej pigułce. Jeśli tego szukacie, na dłużący się zimowy wieczór, to Hideout będzie dobrym wyborem.

 

 

Autor: Masasumi Kakizaki
Tytuł: „Hideout”
Liczba stron: 220 (w tym 8 kolorowych)
Nr tomu: Jednotomowiec
Japoński wydawca: Shogakukan
Polski wydawca: Japonica Polonica Fantastica (JPF)

 

Recenzja Hideout [16+]

Plusy

Ciekawa historia jak na tak krótką formę

Dobrze wplecione retrospekcje

Minusy

Przewidywalne zachowanie postaci

Za krótkie

7.8 10
Tagi Manga