Masamune-kun no Revenge to 12-odcinkowe studia Silver Link, które wcześniej znane było z Baka to Test to Shoukanjuu, Tasogare Otome x Amnesia czy Kokoro Connect. Widać zatem, że studio ma doświadczenie z tworzeniem shoujo romansów, ale jak poradzili sobie z Masamune?

 

 Historia opowiada historię Makabe Masamune, który jako dziecko z nadwagą był wyśmiewany i zastraszany przez Adagaki Aki. Zdeterminowany, aby pewnego dnia zemścić się na niej Makabe zaczyna rygorystyczny trening i przemianę osobistą. Wiele lat później bardzo dobry w nauce i sporcie, popularny i przystojny Masamune przenosi się do szkoły Adagaki i zauważa, że dziewczyna wcale go nie poznaje. Chłopak postanawia rozpocząć plan mający na celu zemstę na dawnej miłości, tylko czy na pewno dawnej?

 

 Na pierwszy rzut oka można śmiało stwierdzić, że to będzie schematyczne, aż do bólu. Wszystko rozumiem, że jest to komedia romantyczna, że musi być lekka, łatwa i przyjemna, ale tu jest właśnie pies pogrzebany, bo ona taka nie jest. Owszem przez większość czasu śmiejemy się z tego, jaką ofermą jest główny bohater, ale mam wrażenie, że seria ta próbuje aż za poważnie podejść do tematu nadwagi, czasem robi się zdecydowanie za ponuro, a to burzy całą ideę komedii. Dużym problemem tej serii jest zakończenie, który nie wnosi zupełnie niczego nowego, po prostu jest. Zemsta? Nie. Miłość? Oczywiście, że nie! Co w takim razie się stało? Zupełnie nic! Kolejny absurd serii.
Anime od samego początku nie zapowiadało się powalająco, liczyłam jednak, że wyjątkowy motyw załatwi sprawę i mimo wszystko będę z przyjemnością oglądać kolejne odcinki...

 

 Przechodząc jednak do dwójki głównych bohaterów, dawno tak irytujących nie oglądałam. Po pierwsze, główny bohater to zakompleksiony chłopak, który od małego był przezywany per prosiak. Smutne jest jednak to, że już od pierwszego odcinka można zauważyć, że jest zwykłym narcyzem. Jest z siebie bardzo dumny i to jest okej, natomiast przez to wszystko ciężko uwierzyć, że on faktycznie coś przeżył, jakąkolwiek traumę czy uraz. Jest też dość dziecinny, jeśli chodzi o kontakty z dziewczynami, zachowuje się jak dziesięciolatek m.in przy ,,Odebrać czy nie odebrać? Oto jest pytanie!’’ (biedak sam nie wie czy to dobrze, żeby odebrać telefon od dziewczyny).

 Podobne wady posiada Aki, która jest po prostu podła. W szkole nazywana jest ,,Okrutną Księżniczką’’, ponieważ odrzuca każdego chłopaka, który wyznaje jej uczucia. Żaden z tych biednych chłopaków nie zasłużył na taki los, jaki im zgotowała podczas publicznych upokorzeń, natomiast Adagaki, kiedy dowiaduje się, że ktoś ma zamiar się na niej zemścić od razu jest ogromnie zdziwiona i oburzona, no ciekawe dlaczego ktoś chce się zemścić? Jej stosunki damsko-męskie, stoją na równie marnym poziomie co Masamune, co tym bardziej dziwi, gdyż wciąż jest otoczona wianuszkiem swoich koleżanek-służek.

Niespójności charakteru można zauważyć u większości bohaterów. Zacznijmy może od tego, co załamało mnie już od samego początku: mama Masamune. Toż to słodka lolita, a nie mama.  Nie dość, że jest niższa od córki to też wygląda na jakieś 10 lat. Powstała jakaś naprawdę dziwna
i niezrozumiała przeze mnie moda na tworzenie loli postaci w miejsce rodziców.

Pomijając ten fakt, nadal jest coś, a raczej ktoś kto irytował mnie równie mocno - Kojuurou, który jest najlepszym przyjacielem Masamune, jest wystylizowany na dziewczynkę, a wciąż opowiada o tym jaki jest męski. Cóż za paradoks, nieprawdaż? Szkoda mi jedynie przewodniczącej klasy - Tae Futaby, która zostaje wykorzystana, aby Masamune mógł podbudować swojego ego jaki to on musi być popularny i fajny.

Wyjątkowym światełkiem i gwiazdą okazała się Fujinomiya, którą bez większego problemu można nazwać kimś kto zmienia całą fabułę. Pojawia się znikąd, ale wprowadza wiele zamieszania już od pierwszych chwil, no i jest urocza! Przypomina mi trochę Asune ze Sword Art Online (tylko z wyglądu, spokojnie). Sama nie wiedziałam, czy jest godna zaufania... ale okazała się najtroskliwszą osobą z całej tej serii. Jej historia jest naprawdę dobrze opowiedziana. Była tą jedyną postacią, która utrzymywała mnie w jakikolwiek sposób przy tej produkcji.

 

  Co do oprawy audiowizualnej - przeciętnie. Ładna, ale pospolita kreacja postaci i grafika, która jednak jest bardzo przyjemna dla oka. Lekka, ale trudna do zapamiętania muzyka, która nie wprowadzała niczego przyjemnego
do , po prostu leciała w tle. Opening i ending są bardzo zwyczajne, bez problemu je przewijałam. Ciekawostka: opening jest śpiewany przez Adagaki!

       

 

 Podsumowując, nie uważam, żeby seria była szczególnie warta uwagi, nie jest to must watch sezonu, czy coś w tym rodzaju. Masamune­?kun no Revenge to po prostu zwykłe i przeciętne , które można obejrzeć, jeśli naprawdę nic innego nie będzie można znaleźć. Są o wiele lepsze serie jak np. Nisekoi, ale są też o wiele gorsze. Nie spodziewajcie się powalającej fabuły czy wyjątkowego humoru. Zdecydowanie lepiej można spożytkować ten czas niż na 12 odcinków kolejnego przeciętnego . Warto, jednak wrócić do niego kiedy wszystkie inne tytuły godne uwagi się skończą.

 

 

Masamune-kun no Revenge - bajeczny niewypał

Plusy

bardzo lekki humor

przyjemna dla oka kreska

Minusy

płytka fabuła i brak akcji

bezbarwni bohaterowie

powtarzalne do bólu schematy

zakończenie

5.5 10
Tagi Anime